Huncwot na gigancie, czyli blog o podróżach z psem

Lysec – mniej popularny zakątek Wielkiej Fatry.

Trzeci dzień naszego pobytu na Słowacji. Poprzednie 2 spędziliśmy na spontanicznch wycieczkach, totalnie odpuszczając planowane szczyty Wielkiej Fatry. Wreszcie – w połowie pobytu chciałam wreszcie zrobić jakąś trasę w tym pasmie. Jednak jak przyszło do wyboru, znów utknęliśmy. Większość wycieczek miała przeszło 20 kilosów, Piotrek nie był w swojej szczytowej formie, zaledwie miesiąc wcześniej miał sporo zawirowań zdrowotnych a ciąg badań miał się ciągnąć jeszcze długo po naszym powrocie. Właściwie ten wyjazd miał nas bardziej oderwać od Krakowa i całego harmideru jaki panował w naszej codzienności. Bo do tego wszystkiego kończył się mój okres wypowiedzenia i wielkimi krokami zbliżała się nowa praca.

Po kolejnym przewertowaniu notatek ostatecznie wybrałam Lysec – podejście nie było długie, ale trasa miała możliwość modyfikacji do dłuższej pętli. Gdyby sie okazało, że wystarczy nam sił, moglibyśmy przedłużyć trasę, a jak nie wrócić tą samą drogą na parking.

Koniec końców wybraliśmy krótszy wariant, który wyglądał tak:

 

Natomiast dla żądnych wyrypy polecam pętelkę:

Start – Chata Lysec

Z naszej bazy w miejscowości Valca to Chaty Lysec mieliśmy rzut beretem. Nie byłam co prawda pewna, czy da się tam dojechać autem (i zaparkować), ale jak zwykle trzymaliśmy sie asfaltu jak najdłużej się dało.

Ostatecznie nieco sfatygowaną asfaltówką można dojechać aż do Chaty Lysec, która realnie jest na razie placem budowy. Pod Chatą jest coś w stylu zatoczki tworzącej parking, na którym za darmoszkę można zostawić auto (stan na 2021).

O ile początkowo byłam pewna, że zrobimy pętlę, o tyle po zobaczeniu czasu przejścia na Lysec nieco straciłam zapał. Prawie 3 godziny (dokłądnie 2:50) na niecałe 4 km wydawało się wzięte z kosmosu. A że wstawanie z kogutem nie jest naszą mocną stroną na szlaku byliśmy koło 11. Nie było opcji żeby zrobić pętlę, jeśli jej początkowy fragment miał zająć prawie 3 godziny.

Chata Lysec – nieoznaczone rozwidlenie

Szlak początkowo prowadzi asfaltem, co nigdy nie wzbudza naszego entuzjazmu. Na szczęście w tym przypadku jest to bardzo którki kawałek. Po chwili nasza ścieżka skręca w las. Początkowo nic nie zapowiada koszmarku, z jakim przychodzi się zmierzyć w drodze na szczyt.

Zaraz po skręcie w las wchodzimy na odcinek z piekła rodem. Ścieżka z bitej zmienia się w kamienistą i jest potwornie stromo. Tak naprawdę koszmarnie pionowo, że człowiek zaczyna rzęzić po kilku krokach.

Ten odcinek, choć krótki na maksa wkurzył Piotrka. Od rana było widać, że nie ma humoru i w połowie stromego odcinka miarka się przebrała. A ja byłam zdechła i nie miałam siły łagodzić sytuacji. W tym momencie naprawdę rozważaliśmy odwrót. Koniec końców postanowiliśmy przejść jeszcze kawałek, bo nie mieliśmy pomysłu na nic ciekawego w okolicy. A powrót do pokoju w słoneczny dzień o 12 był zupełnie niedorzeczny.

Ostatecznie kiepsko wygląda tylko ten początkowy kawałek, chwilę później szlak wyprowadza na moment na wąską ścieżkę, a później idzie się już super. Także nie warto zniechęcać się począteczkiem.

Do nieoznaczonego na mapie rozwidlenia doszliśmy dość sprawnie, a że dystans nie był szczególnie długi, to zrobiliśmy tylko szybki stop na uzupełnienie płynów.

Nieoznaczone rozwidlenie – Lysec

Dalej krajobraz niewiele się zmiania. Nachylenie też nie jest mordercze, więc początkowo calkiem fajnie się szło. Mauro zadowolony latał za piłką, a ja zajęłam się aparatem. Nie mogę powiedzieć, że szlak na Lysec jest szczegolnie porywający. Scieżka w zdecydowanej większości prowadzi lasem, a przświtów jest raptem kilka. Jednak zawsze miło przejść się w ciszy i zielenii.

Jednak monotonia ścieżki spowodowała, że pod koniec nie moglismy już doczekać się szczytu. Zwłaszcze, że nazwa Lysec zdecydowanie daje nadzieję na widoki.

Lysec z psem

Ostatecznie na szczyt dotarliśmy w znacznie, krótszym czasie, niż zakładane prawie 3 godziny. Mimo, że nie spieszyliśmy się, myślę, że lekko przekroczyliśmy 2. Na widok ostatniego prześwitu i tabliczki pognałam, żeby zobaczyć jakie widoki oferuje nasz niszowy szczycik.

No i muszę przyznać, że choć widoki z jednej trony całkowicie przesłania las, reszta jest mega sielska. A płaska, trawiasta łąka idealnie pasuje na wygrzanie kości na słońcu. Na szczycie zapomnieliśmy o wkurzającej drodze i czekającym nas stromym zejściu. Najpierw łaziliśmy po łące oglądając widoki z każdej strony, a później dłuuuugo odpoczywaliśmy na polance pod szczytem.

Po długaśnym popasie zrobiliśmy szybkie foty z tabliczką. Z widokowych wrażeń jakoś wcześniej nie przyszło nam to do głowy.

Praktycznie:

    • Na naszym szlaku spod Chaty Lysec nie spotkaliśmy nikogo. Na początku nie dało nam to do myślenia, ale na szczycie zorientowaliśmy się, że pozostali turyści nadchodzili tylko od jednej strony – szlakiem żółtym. Domyślamy się, że może być to bardziej przyjazna, a nawet może bardziej malownicza opcja. Dla zaineteresowanych podrzucam mapkę. Niestety nie wiemy gdzie najdalej można podjechać autem, więc jako punk początkowy zaznaczyłam wioskę. Znając życie spokojnie da się skrócić trasę podjeżdając autem do końca asfaltu. Obstawiam, że będzie to przy wejściu do doliny.
  • Nasz szlak to zaledwie 7,5 km w obie strony. Dało nam to możliwość spędzenia dnia trochę inaczej niż zwykle. Zazwyczaj więkoszość wycieczki zajmuje nam marsz, a przerwy na szczytach trwają może pół godziny. Nieczęsto zdarza nam się po prostu wyłożyć i leżec. Ja zazwyczaj już po chwili zaczynam się kręcić z aparatem i chwilę później zbieramy manatki. Tym razem po prostu byliśmy w górach. I było meeeega.
  • Obiektywnie Lysec na pewno nie jest najbardziej widokowym szczytem Wielkiej Fatry. Nie przypomina też krajobrazu głównego jej pasma, czyli rozległych łąk i długaśnego, całkowicie odkrytego grzbietu, którym można wędrować od szczytu do szczytu. Jednak wydaje mi się, że warto wziąć go po uwagę przy planowaniu tras. Jest zaciszny, bardzo spokojny i naprawdę niesamowicie malowniczy. Dodatkow przy naszej opcji trasy, całość wycieczki spokojnie można zamknąć w 5-6 godzinach. To wszystko idealnie składa się na lajtową wycieczkę w sam raz na pierwszy, lub ostatni dzień wypadu, albo na rozchodzenie zakwasów po jakiejś długiej wędrówce.
  • Przy nieczynnej na razie Chacie Lysec można bezpieczenie i za darmoszę zostawić samochód (stan na 2021). Sporo osób podjeżdża w to miejsce zupełnie nie po to, żeby iść góry. Przy parkingu jest polanka z wiatami i miejsem do urządzenia ogniska. Jak wracaliśmy z wycieczki akurat widzieliśmy całą rodzinę ładującą się tam na grilla. To może nie jest nasz ulubiony sposób na spędzanie czasu, ale daję znać, może się przyda.

To tyle na dziś. Standardowo kończę ulubionym widoczkiem!

Dodaj komentarz

avatar
  Subscribe  
Powiadom o
×

Like us on Facebook