Huncwot na gigancie, czyli blog o podróżach z psem

Trinksteinsattel i dalsze możliwości eksploracji Raxu.

 

Czwarty, przedostatni dzień w Austrii i zarazem ostatni, na który liczyliśmy. Na następny dzień absolutnie wszystkie prognozy pokazywały burze z ulewnymi deszczami, piorunami i całą resztą atrakcji w pakiecie. Byliśmy praktycznie pewni, że spędzimy go w pokoju z Netflixem. I z biednym, przerażonym Maurem, próbującym rozwalić chałupę za każdym razem, gdy usłyszy grzmot.

Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, jaką los przyszykował dla nas tego dnia niespodziankę. I choć piszę o tym od początku, to wszystko wyjaśni się dopiero w następnym poście. Niech będzie trochę tajemnicy w tym mini serialu z Raxu.

No a skoro to miała być nasza ostatnia wycieczka, to nastrój był mega bojowy. Poprzedniego dnia nie udało się wdrapać na Preiner Wand, więc ten dzień chcieliśmy wykorzystać na maksa. Strząsnęliśmy z siebie porażkę (a właściwie tak nam się wydawało) i ruszyliśmy w kierunku Rax- Seilbahn z zamiarem zdobycia drugiego co do wielkości na Raxie Dreimarkstein (1 948 m npm) i może nawet Scheibwaldhöhe (1 943 m npm).

Ostatecznie jednak niezdobyty szczyt Preiner Wand okazał się zbyt kuszący. I to właśnie on zdominował nasze głowy tak, że resztę wycieczki zapierniczaliśmy, żeby tylko wyrównać rachunki z poprzedniego dnia.

Ok, zaczynamy!

Start – górna stacja kolejki Rax-Seilbahn.

Kolejka Rax-Seilbahn startuje z miasteczka Richenau an der Rax. Pod budynkiem znajduje się spory, darmowy parking.

Aktualne ceny biletów sprawdzisz tutaj.

My powinniśmy zapłacić za mnie i Piotrka po 29,50 Euro i 8,50 Euro za Mauruśka (góra i dół). Jednak pogawędziłam chwilę z Panem w okienku i jak przyszło do płacenia okazało się, że dostaliśmy bilety ulgowe za 26,50 Euro za osobę. Może nie zaoszczędziliśmy dużo, bo raptem 6 Eurosów, ale był to naprawdę miły gest.

W kolejce pies musi mieć kaganiec i to akurat nie podlega dyskusji. Obsługa bardzo tego pilnuje. I nie ma, że zapomnisz – bo wtedy musisz wziąć któryś z „miejscowych” kagańców, które wiszą przy wejściu. Fuuuuujjjjjj!

Górna stacja kolejki Rax-Seilbahn – Otto Haus – Neue Seehütte

Od górnej stacji kolejki ruszamy z kopyta. Chcemy jak najszybciej pokonać nieciekawy odcinek do Otto Haus, którym zresztą szliśmy przy okazji wycieczki na Jakobskogel.

Rozprawiliśmy się z tym począteczkiem nawet szybciej niż zakładane 35 minut. Widoki jeszcze są niemrawe, więc na tym odcinku można wyciągnąć nogi bez wielkiej straty.

Spod Otto Haus mamy do wyboru niebieski i czerwony szlak do Neue Seehütte. My bez przystanków ruszyliśmy za czerwonymi znakami szlaku Seeweg. Przejście powinno nam zająć 1,5 godziny.

Co mogę napisać o Seeweg? To szeroka bita droga, prowadząca przeważnie otwartym terenem. Początkowo dość sporo schodzimy, a w końcowym odcinku szlak faluje raz w górę raz dół. Jest przy tym zupełnie lajtowy i można na nim urwać sporo czasu. My przeszliśmy od Otto Hasu do węzła przy Neue Seehütte w niecałą godzinę. I serio nie biegliśmy. Nawet nie szczególnie trzymaliśmy tempo, bo widoki zaczynały coraz bardziej odwracać uwagę od zegarków.

Moje ulubione zdjęcie z całego wyjazdu!

Plus 100 do atrakcyjności dodajemy za spotkanie z kozicą zaraz przed Neue Seehütte.

Neue Seehütte – Trinksteinsattel

W tym momencie byliśmy jeszcze totalnie nakręceni na zdobycie szczytów Dreimarkstein i Scheibwaldhöhe, więc ruszyliśmy za znakami na Trinksteinsattel (1 850 m npm). To pierwszy przystanek w drodze na nasze szczyty.

Szlak prowadzi wąziutką, kamienistą ścieżką wśród kosówki. Z mega klimatem i soczystą zielenią wokół.

Im wyżej wychodziliśmy, tym lepsze widoki mieliśmy za plecami.

No właśnie, widoki na co?

Ano na Preiner Wand! Dokładnie ten, którego nie zdobyliśmy poprzedniego dnia.

Preiner Wand, a na dole Neue Seehutte.

Ścieżka na szczyt z naszej perspektywy wydawała się banalnie prosta i raczej krótka. Podczas każdego zatrzymania na uspokojenie oddechu krzyż na szczycie Preiner Wand coraz bardziej ściągał nasz wzrok, ale i nasze myśli.

I tak szliśmy aż do tabliczki na Trinksteinsattel, gdzie czekała nas decyzja co dalej. Droga do tego miejsca od Neue Seehütte zajęła nam około 40 minut. A potem wszystko co nadrobiliśmy przepuściliśmy na półgodzinną pogawędkę z napotkanymi na szlaku turystkami. Taaaa…

Ale była kupa śmiechu, bo Dziewczyny znały kilka zwrotów po Polsku, które usilnie próbowały sobie przypomnieć. One z kolei zaśmiewały się (chwaląc jednocześnie mój niemiecki) jak próbowałam wymówić nazwy pasm, które odwiedziliśmy w Austrii.

W oddali widać Schneeberg.

Trinksteinsattel –  krótki spacer po okolicy i zmiana planów.

Na Trinksteinsattel daliśmy Mauruśkowi parę chwil na zabawę w ostatnim placku wstrętnego, brudnego śniegu i ruszyliśmy dalej. Znów szlakowskazy powariowały i czasy przejścia wydłużyły się w porównaniu do poprzednich, które mijaliśmy prawie pół godziny wcześniej.

Trinksteinsattel 1 850 m npm.

Do Habsburghaus mieliśmy zgodnie z tabliczką 50 minut, a powinno być pół godziny. Niestety zegarki bezlitośnie pokazywały 14, a my musieliśmy zdążyć na ostatnią kolejkę o 17:30. No i jeszcze ten Preiner Wand, który naprawdę chcieliśmy zdobyć.

Przeszliśmy kawałek za czerwonymi znakami i pewnie byśmy doszli do schroniska, gdyby nie odbicie zielonego szlaku prowadzącego na Scheibwaldhöhe. Według znaków została nam godzina drogi. No i tu zgłupieliśmy już totalnie. Z jednej strony chcieliśmy iść do schroniska na przerwkę i piwko, z drugiej jednak ciągnęło nas na szczyt. Ostatecznie totalnie niepweni swojej decyzji skręciliśmy na zielony szlak.

Po przejściu kilkudziesięciu metrów i wyjściu na grzbiet, gdzie nic nie osłaniało nas od wiatru pożałowaliśmy tej decyzji. Podmuchy urywały głowę, zagłuszały myśli i zasypywały oczy piaskiem. Szybko skapitulowaliśmy. Ale, co ciekawe zobaczyliśmy nad sobą kopiec kamieni, dokładnie taki, jakie przeważnie usypuje się na nieoznaczonych szczytach. Podeszliśmy tam i rozłożyliśmy się na zasłużoną przerwę.

Z mapy trudno stwierdzić, czy zdobyliśmy Dreimarkstein, czy ta kupka oznaczała jakiś inny bezimienny wierzchołek. Niezależnie od tego oferowała piękne widoki.

Wiejeeeee!!! Aż uszy urywa 🙂
Widok na Habsburghaus.
Gdzieś, lecz nie wiadomo gdzie 😛
Zbliżenie na Habsburghaus.

Z Piotrkiem znamy się na tyle, że bez słów wiedzieliśmy, że nasz czas w tym miejscu już się skończył. Zameldowaliśmy się na Trinksteinsattel  i zobaczyliśmy widoki również z tej części Raxu. Mogliśmy spokojnie iść wyrównywać rachunki z Preiner Wand.

Trinksteinsattel – Neue Seehütte – Preiner Wand

Nad odcinkiem od Trinksteinsattel do Neue Seehütte nie będę się rozpisywać. Wchodziliśmy nim, więc był nam dobrze znany. Po zrobieniu kilku ostatnich fotek na otwartym terenie schowałam aparat, żeby nie wygrzmocić się na kamienistym zejściu.

Musieliśmy zahaczyć o ten placek 2 razy 😀

Po minięciu schroniska zrobiliśmy krótką przerwę przed końcowym podejściem na Preiner Wand. W końcu jednak trzeba było zaatakować szczyt. Niebieski szlak od tej strony faktycznie był banalnie prosty, a już po pierwszym zakręcie wyłonił się krzyż. Żeby jednak nie było tak cukierkowo, w oddali usłyszeliśmy zduszony grzmot.

Serio?

Czy nad nami ciąży jakaś klątwa i nie jest nam pisane postawienie stopy na Preiner Wand?

No way! Piotrek krzyknął tylko, że do Otto Haus droga zajmie godzinę niezależnie czy tym, czy czerwonym szlakiem. I niech się dzieje co chce, nie zawracamy. Pędząc pod górkę z płucami na wysokości gardła robiłam jeszcze fotki. Aż cud, że 2 wyszły w miarę ostre.

Już widać krzyż!!!

Udało się! Stanęliśmy na szczycie. Nigdzie nie było widać burzowych chmur, ale w pogodzie ewidentnie coś się zmieniło. Zrobiliśmy mega szybkie foty i żeby nie kusić losu zebraliśmy się w dalszą drogę.

Tadammmmmmm!

Preiner Wand – Otto Haus – Górna stacja kolejki Rax Seilbahn

Pozostawanie na grzbietowym szlaku, gdzie realnie byliśmy najwyższymi punktami w okolicy, było w przypadku ryzyka burzy nieodpowiedzialne (delikatnie mówiąc). No ale burzy jeszcze nie było, a zagrzmiało raptem raz i to daleko, więc powoli uspokajaliśmy emocje. Szlak był tak piękny, że nie mogliśmy odmówić sobie niespiesznego spaceru i fotek.

W końcowym etapie z niebieskiego szlaku można odbić na dobrze udeptaną ścieżkę i dojść w jakieś 5 minut na Jakobskogel. My już odpuściliśmy tę opcję i poszliśmy prosto na piwko do Otto Haus, a potem do kolejki.

I przy kasie spotkała nas niespodzianka – nasz bilet nie zadziałał. Okazało się, że mieliśmy wykupiony zjazd o 17:30, a zjawiliśmy się na górze godzinę wcześniej. Ostatecznie udało nam się przebukować bilet na 17, ale w międzyczasie rozgrzmiało się na dobre i Mauro ciężko zniósł te pół godziny.

Praktycznie

  • Kolejka Rax-Seilbahn kursuje codziennie w godzinach 08:00 – 17:30. Wagoniki odjeżdżają co pół godziny.
  • Aktualny cennik znajdziesz tutaj,
  • Wjazd z psem jest możliwy, zresztą inaczej by nas tam nie było… Pamiętaj o zabraniu kagańca. Tu nie ma zmiłuj.
  • Podczas kupowania biletu od razu trzeba podać godzinę zjazdu, dlatego warto dobrze przemyśleć trasę. Oczywiście na górze jest możliwość przebukowania biletu, ale tylko jeśli są jeszcze wolne miejsca na najbliższy wagonik.
  • Możliwości eksploracji Raxu od kolejki jest masa. Podczas zakupu biletu dostaniesz w kasie mapę i już możesz przebierać w szlakach jak w ulęgałkach. Najlepszą opcją jest podejście do Otto Haus, a następnie niebieskim przez Preiner Wand do Neue Seehütte. Stamtąd można wrócić czerwonym, lub wydłużyć wycieczkę do schroniska Habsburg Haus, Karl Ludwig Haus, lub na planowane przez nas szczyty Dreimarkstein i Scheibwaldhöhe.
  • Na stronie kolejki są 3 propozycje wycieczek, jednak do mnie żadna nie przemawia, bo wszystkie kończą się na Preiner Gscheid. Niby spoko, tylko co dalej, skoro auto zostało pod kolejką? Ktoś tego zdecydowanie nie przemyślał. Ale jakby co, podrzucam link.

I to by było na tyle z tej wycieczki. Fajny jest ten Rax. Nic tylko brać piesia i ruszać na szlaki!

Standardowo kończę wpis ulubionym widoczkiem.

3
Dodaj komentarz

avatar
1 Comment threads
2 Thread replies
0 Followers
 
Most reacted comment
Hottest comment thread
2 Comment authors
WiolkaSAla Recent comment authors
  Subscribe  
najnowszy najstarszy oceniany
Powiadom o
WiolkaS
Gość
WiolkaS

Super. Oj, mojemu piesełowi by sie podobało.

×

Like us on Facebook