Bärenkopf – niepozorny szczyt z nieziemskim widokiem.
Pierwszy dzień (poza ostatnim of course!) to mój najmniej ulubiony dzień urlopu. A jak jedziemy gdzieś daleko od domu, to nie lubię go podwójnie, bo zazwyczaj zakwaterowanie jest późno i cały dzień idzie na straty. Tym razem chcieliśmy uniknąć takiego scenariusza i postanowiliśmy zmierzyć się z jakimś niedługim szlakiem prosto po nocce w aucie.
Ponieważ w rejonie Achensee i w samym Pertisau już byliśmy, pamiętałam, że na szczyt Bärenkopf prowadzi zaledwie 2-godzinny szlak z niewielkim przewyższeniem. Wtedy wybraliśmy wyższy Stanser Joch (2 102 m npm), a „prawie dwutysięcznik” zostawiliśmy bez żalu. Teraz jednak wydawał się idealny, żeby jakoś wykorzystać pierwszy dzień i nie bardzo się przy tym sponiewierać.
We wtorek rano, po 9,5 godzinach i prawie 900 km wysypaliśmy się z auta w Pertisau. Piotrek był w najgorszej sytuacji, bo prowadził. Ja ogarniałam nawigację, ale też nie pospałam ani chwili. Obydwoje byliśmy zesztywniali, totalnie połamani ,a do tego w lekkim amoku po tylu godzinach koncentracji na najwyższych obrotach. Mauro za to świeżutki jak nigdy, bo przez całą drogę spał jak suseł.
Oczywiście zanim zaczęliśmy w ogóle myśleć o wycieczce zaliczyliśmy obowiązkową kąpiel w Achensee. Zimna woda była cudownie orzeźwiająca i od razu wprawiła nas w wakacyjny nastrój. Dopiero po kąpieli przebraliśmy trekkingowe ciuchy i ruszyliśmy na szlak.
START – KARWENDEL BERGBAHN PERTISAU
Szlak na Bärenkopf (1 991 m npm) zaczyna się na górnej stacji kolejki Karwendel Bergbahn (start w Pertisau). Trzeba zapłacić 7 Eurosów za parking + 38 za kolejkę. W sumie na starcie byliśmy lżejsi o 45 Euro (kosmos, ale cóż Austria to Austria).
Wagoniki w dobie pandemii, podobnie jak przed nią jeżdżą wypełnione po brzegi. Jedyna różnica to obowiązkowe maski. Mauro wylądował na rękach, żeby nikt go nie zdeptał. Od razu zebrał jakiś milion komplementów, a kilka dłoni powędrowało, żeby podrapać go za uszkiem. Ma chłopak powodzenie!
Kolejka wywozi nas na 1 447 m npm, a na górnej stacji zaraz po opuszczeniu wagonika stoi wielki szlakowskaz. Zgodnie z tym, co pamiętałam, szlak na Bärenkopf miał nam zająć 2 godziny. Do jedynego planowanego przystanku na naszej trasie– schroniska Bärenbadalm (1457 m npm) mieliśmy dojść w 30 minut.
KARWENDEL BERGBAHN PERTISAU – BÄRENBADALM
Droga od górnej stacji do schroniska w rzeczywistości zajmuje nawet mniej niż wspomniane pół godziny. Szlak prowadzi szeroką szutrową drogą bez żadnych trudności. Widoki po drodze już znaliśmy (z tego samego miejsca wychodzi szlak na Stanser Joch, który zdobyliśmy 3 lata temu), więc nie straciliśmy po drodze za dużo czasu na fotki. W schronisku też nie było sensu się zatrzymywać, pogoda dopisywała, więc lepiej było rozłożyć się na krótki popas na polanie z widokiem na jezioro.



BÄRENBADALM – BÄRENKOPF
Spod schroniska na szczyt zostało nam 1,5 godziny marszu i 534 m deniwelacji. Podejście wydawało się spoko i takie też było. Szlak początkowo prowadzi lasem, ścieżka trawersuje zbocze zakosami, sukcesywnie, ale nie morderczo pnąc się do góry.
Spokojnym tempem w niedługim czasie wyszliśmy poza poziom lasu i tu zaczęliśmy zwalniać. Widoki były zniewalające. Pogoda bardzo dopisywała, więc co jakiś czas dawaliśmy sobie chwilkę luzu na kontemplację (pod pretekstem odpoczynku dla Mauro ).
Po wyjściu na otwarty teren ścieżka zmienia charakter, robi się bardziej górska niż leśna. I tu niestety osuwające się spod nóg kamyczki potrafią skutecznie uprzykrzyć marsz. Trudności nie ma jednak za wielu. Jest raptem jedno miejsce, gdzie trzeba przejść wąskim i stromym przesmykiem pomiędzy skałami, a później kawałek trasy zabezpiecza lina, żeby nie poślizgnąć się na ruchomych kamyczkach. Nie przypominam sobie też szczególnie eksponowanych miejsc.



Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze tylko raz, w momencie kiedy szlak wyprowadził nas dokładnie naprzeciwko szczytu Stanser Joch. Poniosły nas trochę wspomnienia, a właściwie to chyba tylko mnie. Piotrek, specjalista od poker face nie dał nic po sobie poznać, Mauro był uśmiechnięty jak zawsze. Ja za to stałam jak wmurowana z wypiekami na twarzy i ściśniętym gardłem.

Warto wspomnieć, że w tym momencie można odbić ostro w dół i zejść do jednego z 2 sąsiadujących ze sobą schronisk Weißenbachalm i Weißenbachhütte (to daje możliwość powrotu do kolejki nieco inną drogą), ale o tym później.

Nam została już ostatnia prosta na szczyt piękną ścieżką wśród kosodrzewiny. Tego dnia byliśmy na tyle nieprzytomni od nadmiaru wrażeń, że zupełnie nie pamiętam czy udało nam się urwać coś z podanego czasu. Wydaje mi się, że weszliśmy trochę szybciej, niż zakładały tabliczki. Nie zaliczyliśmy też po drodze żadnego poważniejszego kryzysu, więc szlak naprawdę nie jest wymagający. Ani dla dwu, ani dla czworonożnych członków ekipy.

BÄRENKOPF 1 991 M Z PSEM
No nie mogę nie napisać, że nazwa Bärenkopf oznacza głowę niedźwiedzia. W zasadzie od początku tak mi się wydawało, ale niemiecki znam ledwie komunikatywnie, więc musiałam się upewnić. Tłumacz Google potwierdził moje przypuszczenia. Także weszliśmy miśkowi na głowę. To chyba najfajniejsza nazwa szczytu na jaki udało nam się wdrapać. No dobra mogłaby z nim konkurować Parszywka Wielka, gdyby po dokładnym przyjrzeniu, nie okazała się Praszywką…
Na szczycie było kilka osób, w większości robili fotki pod krzyżem i w jego okolicach. Sam w sobie wierzchołek nie jest szczególnie rozległy, a przy krzyżu widoki na jezioro zasłania kosodrzewina. Wystarczy jednak zejść trochę niżej, by stanąć na najbardziej zarąbistym (żeby nie powiedzieć dosadniej) punkcie widokowym na Achensee jaki widziałam.

Na szczycie byliśmy tylko chwilę, zrobiliśmy parę fotek, ale nigdzie nie mogliśmy znaleźć miejsca na dłuższy odpoczynek i popas. W dodatku spod każdej kosodrzewiny wystawały strzępy papieru toaletowego (cóż, widoki widokami, a życie życiem…).
Ostatecznie zeszliśmy kawałek niżej na polankę i tam, również z widokiem na jezioro zrobiliśmy sobie dłuższy popas. Mimo wielu godzin bez snu nie czuliśmy zmęczenia. Decyzja o wyborze szlaku na Bärenkopf była idealna. Zdecydowaliśmy schodzić tak samo, jak weszliśmy, bez zahaczania o schroniska w dole. Na szlaku nie byliśmy za długo, mieliśmy zapas wody, a obiad planowaliśmy zjeść w pokoju. Zatrzymaliśmy się za to w Bärenbadalm na zasłużone Weissbier (4,70 Eur za butelkę). Na dole postanowiliśmy jeszcze raz wykąpać się w jeziorze, w drugiej części dnia czekały nas zakupy, zameldowanie, rozpakowywanie gratów, gotowanie i inne atrakcje pierwszego dnia. Miło było choć trochę odsunąć to w czasie.

PRAKTYCZNIE
- Kolejka Karwendel Bergbahn kursuje w godzinach 8:30 – 17:00 (ostatni zjazd).
- Koszt za 2 osoby dorosłe + psa (stan na 2020) 38 Euro za kolejkę + 7 Euro za parking na cały dzień.
- Na górnej stacji kolejki jest miejsce startowe paralotni, my nie korzystaliśmy, ale daję znać, że można sobie tam zafundować taką atrakcję. Kosztuje zapewne miliony monet…
- Z kolejki można udać się na Stanser Joch (2 102 m npm), droga na szczyt zajmuje 2,5 godziny, lub na Bärenkopf – 2 godziny. Oba sprawdzone przez nas jako piękne widokowo i bezproblemowe dla psich i ludzkich łapek.
- Na Bärenkopf można zaplanować wycieczkę w formie pętli. Kiedy wchodziliśmy na Stanser Joch doszliśmy do schronisk Weißenbachalm i Weißenbachhütte. Szlak prowadzi przez las przyjemną, nie za stromą ścieżką. W tym miejscu jest rozwidlenie na Bärenkopf, ścieżka łączy się z naszym szlakiem w końcowym etapie podejścia. Potem powrót tak, jak my wchodziliśmy. Można oczywiście ułożyć wycieczkę odwrotnie, wyjść tak jak my i zejść przez schroniska.
- Przy mniejszym upale i dobrej kondycji warto przemyśleć zatoczenie pętli przez oba szczyty. Widokowo byłby to totalny odlot. W tej sytuacji idealną opcją wydaje mi się podejście na Stanser Joch i zdobycie wyższego szczytu w pierwszej kolejności. Później po zejściu do schronisk odbicie na Bärenkopf i powrót przez Bärenbadalm do kolejki. Przy takiej pętli trzeba się liczyć z porządnym wyciskiem i pewnie całym dniem na szlaku. Jednak wydaje mi się to do zrobienia.
Muszę przyznać, że niewysoki Bärenkopf totalnie nas zaskoczył. Widoki były przepiękne, szlak przyjemny i sielski, na pewno będziemy miło wspominać ten niepozorny szczyt. Bo czasem mniej (metrów), znaczy więcej.
Ok, tyle na dziś. Stay tunned, w zanadrzu mamy jeszcze całe 5 Alpejskich szlaków!
A gdzie tam warto nocować tak w dobrej cenie? Na bookingu to ceny mają z kosmosu
Austria generalnie jest droga, więc o jakąś super okazję może być trudno. Trzy lata temu udało nam się znaleźć nocleg w samym Pertisau, ale szukaliśmy z wyprzedzeniem, jakieś 4 miesiące przed wyjazdem. Tym razem rezerwowaliśmy pobyt 2 dni przed wyjazdem i faktycznie w Pertisau najtańszy pobyt tygodniowy to koszt 1 000 Euro. Ale już w nieodległym miasteczku Stumm (jakieś 25 km dalej) znaleźliśmy super nocleg za 490 Euro. Jakby nie patrzeć połowa kwoty. Z własnym autem dojazdy na szlaki nie stanowiły problemu, a jak się okazało Stumm jest genialnym punktem wypadowym w Alpy Zillertalskie. Poza tym znalazłam nad samym Achensee… Czytaj więcej »