Huncwot na gigancie, czyli blog o podróżach z psem

Ploská na zapoznanie z Wielką Fatrą.

Gdybym miała wskazać najlepszą wycieczkę ze wszystkich 4 na Słowacji, to nie potrafiłabym tego zrobić. Piotrek też nie. Jednak gdyby głos miał Mauro, jestem na 100% pewna, że wybrałby właśnie tę. Trasa idealna dla psa, większość po miękkim, trawiastym podłożu i duuuuużo otwartej przestrzeni.

W planach na ten dzień była mega długa trasa przez 3 najbardziej znane szczyty Wielkiej Fatry – Krížną, Ostredok i Ploskę. Przeszło 22 km i 8 godzin marszu, nie wliczając przerw. Muszę przyznać, że w planowaniu długich wędrówek nie mam sobie równych… Znasz to uczucie podczas wyszukiwania tras na wyjazd? Siedzisz nad mapą, oglądasz obłędne foty w internecie i wszystkie szlaki są Twoje. W idealny obrazek tych fantazji nie wkradają się wchodzące do tyłka nogi, ciężki oddech i pot zalewający oczy. Ja też tak mam. ZAWSZE. W tej kwestii nie uczę się na własnych błędach. Siedząc na kanapie jestem hardkorem, wytrzymałym niczym zawodnik Iron Mana, mięśnie i płuca ze stali. Dodatkowo doba w takich chwilach jest z gumy. Mamy czas na spanie do 9, niespieszne śniadanko, marsz, odpoczynki po drodze i powrót przed zmierzchem. Taaaaaa… Rzeczywistość od razu to weryfikuje, po ogarnięciu porannych obowiązków jest 11 i czas nagli, a zmęczenie z poprzedniego dnia skutecznie tonuje popędy. Kiedy obudziliśmy się rano wystarczyło jedno spojrzenie, od razu uznaliśmy że skracamy trasę i idziemy na jeden szczyt 🙂

Na start wybraliśmy miejscowość Vyšná Revúca i żółtym szlakiem mieliśmy zdobyć szczyt Ploská o wysokości 1532 m n.p.m. Tym razem poza dystansem (5,8 km w jedną stronę), sprawdzam też deniwelację. Wynik 826 m, nie najlepiej, biorąc pod uwagę zakwasy, jakie mamy po Wielkim Choczu. No ale nic to, trzeba iść 🙂

Prognozy wyśmienite, stan faktyczny również, ale tylko do godziny 10 rano. Akurat jak skończyliśmy śniadanie, niebo pokryło się chmurami. Znowu! Już myślałam, że nigdy nie trafię z pogodą, ale na szczęście szybko zaczęło się przecierać. Nie było może idealnie, ale z każdą chwilą robiło się coraz przyjemniej.

Początek szlaku jest bardzo ładnie oznaczony, bez problemu znaleźliśmy miejsce do zaparkowania na poboczu i mogliśmy ruszać.

Stromy początek, aparat nieco spłaszczył rzeczywistość.

Spodziewałam się takiej samej stromizny, jak w drodze na Wielki Chocz. I początkowo faktycznie zapowiadał się ciężki trud. Od razu ruszyliśmy stromo do góry. Na szczęście tym razem było to tylko chwilowe i jeszcze przed wyjściem z lasu szlak się wypłaszczył, dając ukojenie naszym umęczonym mięśniom ud.

Nachylenie idealne, Pańcia zagramy?

W miarę sprawnie uporaliśmy się z lasem i wyszliśmy na pierwszą widokową polanę. Próbowaliśmy zgadnąć, czy płaski wierzchołek widoczny po lewej stronie to nasz cel, ale mapa na to nie wskazywała. Mauro szalał, a pogoda z minuty na minutę się poprawiała, więc ruszyliśmy ochoczo wzdłuż rozległej polany.

Nasz cel, czy nie?

Chwilę później wyszliśmy na dobre na otwarty teren, trawa z zielonej zmieniła kolor na złoty i zrobiło się jakoś tak sielsko. Nie można się jednak tak w zupełności zatopić w tym spokojnym klimacie. Po szlaku poruszają się rowery, jeszcze pół biedy jak jadą pod górkę, bo wtedy nie prują tak, że aż im się kurzy spod kół. Gorzej jest na dół. My prawie zderzyliśmy się z grupą, akurat przy znaku, który jednoznacznie pokazywał przekreślony rower. No ale przynajmniej się przywitali 🙂

Buszujący w… trawie <3
Początek Wielkofatrzańskiego klimatu <3

Cały czas towarzyszył nam widok na Čierny Kameň. Nie żebyśmy go rozpoznali tak po wyglądzie, po prostu był opisany na tablicy 🙂 Moją uwagę przykuł jeszcze jeden szczyt, niestety zupełnie nie wiedziałam, co to za góra. Wydawał się znacznie wyższy niż okoliczne wzniesienia i od razu skradł moje serce. Postanowiłam zbadać sprawę podczas kolejnego postoju.

Widok na ten szczyt nie dawał mi spokoju <3

W pełnym słońcu i wybornych humorach dotarliśmy do pierwszego przystanku. Miejsce to nazywa się Sedlo Ploskej. Stąd możemy iść zielonym szlakiem do schroniska Chata pod Borišovom (1 godzina), lub kontynuować żółtym szlakiem na szczyt Ploskiej (30 minut). Wybieramy drugi wariant, jednak zanim ruszymy dalej rozkładamy się z herbatą i batonikami. W tym miejscu są już naprawdę piękne widoki, a na szlakach pustki, więc bardzo przyjemnie nam się siedziało. Postanawiamy podejść na szczyt i tam zdecydować co dalej, mamy kilka możliwości zejścia i jeszcze nie wiemy co wybrać.

Sedlo Ploskiej
Widok na Čierny Kameň, a za nim TA góra 🙂
Widoczek <3

Podejście na Ploską wygląda pięknie, otwarty teren i złote trawy jak okiem sięgnąć. Tylko na początku jest dość stromo, później praktycznie po płaskim zmierzamy na szczyt dobrze udeptaną ścieżką. Obok paliki wyznaczające szlak w zimie. Pięknie <3

Droga na szczyt <3
Nie da się nie oglądać za siebie 🙂

 

Bardzo szybko zapomniałam o zakwasach, nie czułam już przeszywającego bólu przy każdym kroku, ani nie zwracałam uwagi na drżący mięsień w lewym udzie. Skupiłam się na widoczkach, mój umysł nie mógł ogarnąć ilości przestrzeni. W oddali zaczęły się wyłaniać szczyty Małej Fatry, a po prawej stronie widać już było charakterystyczny wierzchołek Krížnej i najwyższy szczyt pasma – Ostredok.

Ostredok i Krížna w oddali.

Mauro poczuł wiatr w uszach i mimo, że na pewno był już zmęczony, latał za piłką jak wariat. Nawet na moment nie mogliśmy przestać mu rzucać, bo plątał się pod nogami, jednocześnie odstawiając iście kabaretowy taniec 🙂

Gramyyyyy!
Pies poprzeczny 😛

Pod samym szczytem jest najpiękniej!

Na szczycie od razu złapaliśmy piknikowy klimat. Rozległa polana wprost idealnie nadawała się do leżenia na trawie. A że świeciło słońce i była całkiem przyjemna temperatura, oddaliśmy się błogiemu, w pełni zasłużonemu lenistwu.

Odpoczywamy 😀
Za nami Mała Fatra 🙂

 

Dumny zdobywca 😛

W pewnej chwili podszedł do nas Słowacki turysta i chwilę porozmawialiśmy o widoczkach. Okazało się, że góra, która tak mnie przyciągała to Rakytov. Nazwa była nam znana, jednak nie było jej na naszej liście wyjazdowych „must see”. Jak się później okazało, czasem warto spontanicznie zmienić misterne plany przedwyjazdowe 🙂 Ale o tym w następnym wpisie!

Już wiem, że za mną jest Rakytov 🙂

Postanowiliśmy zejść kawałek do skrzyżowania z zielonym szlakiem i zobaczyć, jak daleko jest Chata pod Borišovom. Gdyby było w miarę blisko, wstąpilibyśmy na piwo, a jak nie to mogliśmy złapać zielony szlak i trawersując zbocze dojść z powrotem do Sedla Ploskiej. Tak też się stało. Schronisko było niedaleko, ale w jego okolicy panował spory ruch. Postanowiliśmy nie dokładać swoich trzech groszy, a zaoszczędzony czas poświęcić na regenerację obumierających mięśni przy jakimś fajnym serialu.

Pięknie! Ten gigant to Borisov, na dole widać schronisko.

Mój mały podróżnik!
Me & my Hunc <3

Zielony szlak jest bardzo malowniczy. Cały czas widzimy pasmo Małej Fatry a także wspomniane Rakytov i Čierny kameň. Mieliśmy zapas czasu, więc szliśmy niespiesznie, ciesząc się słońcem i rozległą panoramą. Z nadmiaru przestrzeni ledwo mogłam oddychać, uwielbiam to uczucie!

Przeeeeeestrzeeeeeń!
Na drugim planie Niżne Tatry toną w chmurach.

Od Sedla Ploskiej wchodzimy z powrotem na żołty szlak i tą samą trasą wracamy do samochodu. Po drodze spotykamy turystów z Polski, również z psem. Okazało się, że właśnie kończą pętlę, o której zrobieniu myśleliśmy. Jak widać nie jest to niemożliwe, po prostu na tamtą chwilę ponad nasze siły.

Po dojściu do samochodu czuję się w pełni usatysfakcjonowana wycieczką. Była idealna, nie za długa, nie za stroma, za to mega widokowa. Wielka Fatra pokazała nam się z jak najlepszej strony, a jej jesienne oblicze jest absolutnie urzekające!

Poniżej wrzucam mapkę do naszej trasy. Przeszliśmy 14,8 km, a że wracaliśmy zielonym kawałek pod górę dołożyliśmy prawie 300 m przewyższenia. .

A dla hardkorów trasa, którą planowaliśmy 🙂

Ode mnie to tyle, do zobaczenia na szlaku!

Dodaj komentarz

avatar
  Subscribe  
Powiadom o
×

Like us on Facebook