Psipadek czy psieznaczenie? Czyli o tym, jak to się zaczęło.
Miałam w planach kolejny wpis o podróży, do opisania mam 2 lata wspólnych wycieczek. Uznałam jednak, że tym razem opiszę jak Mauro do nas dołączył.
Zanim zamieszkaliśmy razem z Piotrkiem, obydwoje mieliśmy my psy. Niestety stało się tak, że straciliśmy je w jednym roku, na przestrzeni 2 miesięcy. Rodzice Piotrka nie zdecydowali się na kolejnego psa. My akurat czekaliśmy aż wybuduje się nasze mieszkanie, więc uznaliśmy, że poczekamy do przeprowadzki.
Po wykończeniu mieszkania często rozmawialiśmy o psie, ale jakoś się nie zebraliśmy. Myślę, że każdy miał w życiu taką sytuację że “już był w ogródku, już witał się z gąską”, ale jakoś nie wychodziło. Nie ten czas. I choć czegoś w życiu brakowało, to jakoś spychało się tę myśl, bo tak było wygodniej. Ostatecznie decyzję o adopcji popartą czynami podjęliśmy aż 3 lata po przeprowadzce!
Jednak zanim pojechaliśmy do schroniska, musieliśmy ustalić jaki ma być nasz pies. Na szczęście moje i Piotrka wyobrażenie nie odbiegały od siebie znacząco. Poszło naprawdę łatwo, może dlatego, że psy które mieliśmy wcześniej były do siebie tak podobne. Ostatecznie powstał plan:
- Suczka ( bo obydwoje mieliśmy wcześniej suczki),
- Krótkowłosa (koniecznie, bo nie spieszy nam się do odkurzacza),
- Ruda, w typie lisa,
- Średniej wielkości – ok. 20 kg,
- Żywiołowa,
- Dorosła.
Do schroniska pojechaliśmy z gotowym planem. Od razu skierowaliśmy się do części, gdzie mieszkają suczki. Pani powiedziała nam, że mogą tam mieszkać pojedyncze psy, które nie radzą sobie z innymi samcami, lub te agresywne w stosunku do nich. Nie zwróciliśmy szczególnej uwagi na tę informację.
Prawie na samym początku, może przy czwartym boksie zobaczyłam czarną kupkę nieszczęścia. Smutne oczy, matowa sierść, obraz nędzy i rozpaczy.
Zaczęłam się rozklejać, gardło ściśnięte, a twarz chciała mi spłonąć. Choć starałam się panować nad sobą, w oczach stawały świeczki. Powiedziałam do Piotrka, że bez tego psa nie wyjdę. Po prostu nie mogłam zabrać ręki i odejść od kraty. Piotrek nalegał, żeby obejść wszystkie boksy, ale obiecał tu wrócić. Ze łzami w oczach poszłam dalej, ale z góry wiedziałam, że to nic nie da. I on chyba też to wiedział.
W końcu wybraliśmy 2 psy, które postanowiliśmy zabrać na spacer. W pierwszej kolejności wolontariuszka przyprowadziła właśnie “mojego” psa. No właśnie PSA – chłopaka, a nie suczkę! Mimo to poszliśmy się przejść, choć byliśmy mocno zszokowani. Planowaliśmy odbyć jeszcze jeden spacer, ale okazało się że jest pora karmienia i nie jest to możliwe. Musielibyśmy czekać minimum godzinę. Popatrzyliśmy na siebie i zdecydowaliśmy – wracamy do domu z psem, który tak poruszył moje serce!!!
I tak cały plan poszedł w zapomnienie 🙂 Wraca z nami nie suczka, a pies, w dodatku czarny i długowłosy, z wrażenia nawet nie dopytaliśmy ile ma lat. Planować to sobie można w domu, na zimno, kiedy w grę nie wchodzą emocje. A życie tylko się z Ciebie śmieje i myśli jakby Ci tu pokomplikować te Twoje misterne plany i wyobrażenia 🙂 Tego nie przeskoczysz. Bo to jest właśnie psieznaczenie!
I choć z naszych planów wyszła kompletna odwrotność, to powiem Wam jedno: ta adopcja była najlepszą decyzją ostatnich lat. A Mauro? Sami zobaczcie jak się zmienił:
Pierwsza zabawka:
Pierwsze, nieśmiałe spacerki:
Teraz jest tak:
To tyle na dziś 🙂 Do zobaczenia!
Piękna, wzruszająca historia ,szczęściarz z tego Maura. Mój pierwszy pies też był ze schroniska, miałam wtedy 7 lat. Początkowo wpadła nam w oko suczka cocker spaniel, ale okazało się, że jest zarezerwowana. Kilka boksów dalej siedziała starsza sunia w typie pudla i to właśnie ona wróciła z nami do domu. Obecnie mieszka z nami Fibi i od początku założyliśmy, że będziemy podróżować z psem wszędzie tam, gdzie to możliwe, a zwłaszcza w góry. Pozdrawiam serdecznie Waszą ekipę!
Bardzo dziękujemy za miłe słowa ? My początkowo planowaliśmy jeździć z Mauro tylko na krótkie wypady, przy dłuższych urlopach miał zostawać z Babcią ? Okazało się, że podróże z psem mają zupełnie inny wymiar. Cieszę się, że zaglądają do nas osoby, które myślą tak, jak my ❤ Pozdrawiamy serdecznie i przybijamy łapę Fibi ?
Na kolejnych zdjęciach widać coraz większe szczęście w oczach Mauro – trafił los na loterii 🙂 Nasza historia jest podobna – wychowałam się w domu z psem, było oczywiste, że w nowo budowanym z mężem domu będzie pies. Ale był plan na “za kilka lat”, bo przecież jeszcze dużo podróży przed nami, wiele do zrobienia na budowie, teren do ogrodzenia itp. Mąż był w stanie zaakceptować krótkowłosego cichego pieska do 6-7 kg. Tymczasem niedaleko naszej budowy wyrzucono najprawdopodobniej z samochodu kupkę niedużego włochatego nieszczęścia o oczach jak Mauro ze zdjęcia nr 1…Historia trwa już 3 lata, Fafik wyrósł na 15… Czytaj więcej »
Bardzo dziękujemy, takie słowa to najlepsza nagroda jaką autor bloga może sobie wymarzyć <3 Wygląda na w to, że Fafik, tak jak Mauro wie jak to jest ustrzelić szótskę w Totka. To cudownie, że daliście mu szansę na nowe życie 🙂 Mauro jak do nas trafił bał się piszczałki w miśkach, nie wchodził do wody, w przy większym podmuchu wiatru panikował. Dziś jest tak samo nieustraszony jak Wasz! Jak widzę Mauro wyłożonego na poduchach z błogostanem wypisanym na pyszczku, to zawsze robi mi się ciepło na sercu. Na pewno wiesz o czym mówię 🙂