Lubomir z psem – krótka wycieczka w sam raz na zimę.
Dziś propozycja krótkiej wycieczki, a w zasadzie dłuższego spaceru na Lubomir – najwyższy szczyt Beskidu Makowskiego. Nasz dzisiejszy cel ma wysokość 904 m n. p. m. i należy do Korony Gór Polski. Co więcej, jest nawet jednym ze szczytów, którego obecność na liście do zdobycia budzi kontrowersje. Według regionalizacji Polski Jerzego Kondrackiego, Lubomir należy do Beskidu Wyspowego, a najwyższym szczytem Beskidu Makowskiego jest Mędralowa. Autorzy Korony Gór Polskich zaliczają Lubomir do Beskidu Makowskiego, uznając go za najwyższy szczyt tego pasma. Kiedyś myślałam o zdobyciu Korony Gór Polski z Mauro. Niestety plany krzyżuje Tarnica, która leży na terenie Bieszczadzkiego Parku Narodowego, w którym jest zakaz wprowadzania psów. Na Rysy i Babią Górę można się dostać od Słowacji, ale Tarnicy nie przeskoczymy. Na resztę szczytów bez problemu wejdziecie z psem.
Naszą wycieczkę na Lubomir planujemy rozpocząć w pobliżu schroniska na Kudłaczach. Możemy się tu dostać czarnym szlakiem z Pcimia, jeżeli chcemy przedłużyć nieco wycieczkę, lub wybrać krótszy wariant – tak jak my. Pamiętam, że tego dnia kiedy wychodziliśmy na Lubomir było 10 stopni mrozu, więc bez wahania dojechaliśmy autem najdalej jak się da.
Z Zakopianki zjechaliśmy na Pcim, charakterystycznym miejscem jest stary hotel, który wygląda jak z horroru 🙂 Podjechaliśmy tam zapytać o miejsce rozpoczęcia szlaku, ale funkcjonował jedynie klub nocny, więc się wycofaliśmy. Ostatecznie na stacji benzynowej dowiedzieliśmy się jak jechać. Trzeba przejechać pod Zakopianką, a później cały czas za główną drogą. W pewnym momencie miniemy sklep, a później droga będzie węższa, kręta i stroma, ale skoro nasze auto wyjechało, to każde z pewnością da radę 🙂 Na górze jest placyk gdzie można zostawić samochód. Od razu pojawia się Pan z widłami i kasuje nas 2 zł za parking. Mamy tylko 5 zł, a Pan nie ma wydać, więc musimy dać z napiwkiem 🙂 Od tego miejsca do schroniska na Kudłaczach mamy mniej więcej 5 min marszu.
Po dojściu do schroniska nie mamy szans być zmęczeni, ani głodni, więc idziemy do szlakowskazu i wybieramy czerwone znaki na Lubomir. Słońce świeci, ale wędrujemy po lesie, więc widoczków nie ma na całej trasie. Idzie się przyjemnie, szeroką drogą, szlak przez większość czasu jest przetarty – widać ślady opon, prawdopodobnie jeżdżą tędy pracownicy obserwatorium astronomicznego , które znajduje się na szczycie.
Mauro uwielbia masaż plecków przy choinkach 🙂
Dopiero pod koniec trasy trafiamy na głęboki, kopny śnieg, ale ten odcinek nie trwa długo. Po godzinie marszu docieramy na szczyt. Oznaczenie jest raczej skromne – przybita na 2 gwoździkach laminowana karteczka z nazwą. Dobrze jednak, że w ogóle jest 🙂
Jest to pierwszy raz, kiedy jesteśmy z Mauro w górach zimą. Jesteśmy z niego bardzo zadowoleni, całą drogę szedł ochoczo do przodu. W kopnym śniegu oszalał ze szczęścia i zaczął ganiać w górę i w dół z prędkością światła 🙂 Na szczycie zjadł pół naszego śniadania i miał focha tylko podczas sesji zdjęciowej. Żałujemy, ale obserwatorium astronomiczne było nieczynne. Kiedy byłam tu rok wcześniej z siostrą, trafiła nam się nie lada gratka – obserwacja wybuchów na słońcu. Pan z obserwatorium sam wtedy do nas wyszedł i zaproponował pokaz. Bilety za jedyne 2 złote, a atrakcja świetna. Byłyśmy bardzo zadowolone. Ostatnio czytałam wpisy na stronach innych wędrowców i kilka razy spotkałam się z informacją, że obserwatorium było zamknięte. Dlatego myślę, że warto przed wycieczką wejść na stronę, lub zadzwonić i zapytać o możliwość obserwacji. Szczyt Lubomira jest całkowicie zalesiony, nie ma tu żadnych widoczków, więc wizyta w obserwatorium może być dodatkową atrakcją.
My po śniadanku i sesji wracamy tą samą drogą. Pod samym szczytem widzimy ślady skręcające pomiędzy choinkami. Okazuje się, że za drzewami jest polanka – jedyne miejsce, z którego można podziwiać widoki podczas wycieczki. Są tu nawet ławeczki i stoły, więc latem można zatrzymać się tu na śniadanie. My robimy tylko kilka fotek i schodzimy dalej, bo jest bardzo zimno.
Pod schroniskiem jesteśmy w szoku, rano nie było tu nikogo, a po południu miejsce jest pełne turystów. Spotykamy też sporo psów, które gonią się po posesji. My nie zatrzymujemy się w schronisku, bo zjedliśmy na szlaku. Jesteśmy zdziwieni, bo Mauro cały czas ma świetny humor, nie widać po nim zmęczenia. W samochodzie zajada z chęcią przekąski i nie zamierza kłaść się spać.
Bardzo polecamy tę wycieczkę, jest łatwa, nawet zimą bez problemu poradzą sobie małe dzieci i starsze osoby. Szlak jest szeroki, a podejścia nie są strome ani forsowne. Trasa jest też dobra dla psa, Mauro porządnie się wybiegał. Jeżeli uda Wam się trafić na otwarte obserwatorium to super, a jak nie, to i tak będziecie zadowoleni 🙂
Podsumowanie:
Z parkingu do schroniska – szlakiem czarnym, dalej na Lubomir Czerwonym,
Dystans: 8 km,
Czas trwania: 2,5 godziny spokojnym tempem, z przerwami na zdjęcia i szybkie śniadanie.
Pętla: nie, wracamy tą samą drogą.
A tu mapka:
Do zobaczenia na szlaku 🙂
Zima w górach jest piękna.
My też uwielbiamy 🙂 Zwłaszcza Mauro mógłby się turlać w śniegu godzinami. I ryć aż nie będzie już w stanie oddychać 🙂 Ja za to uwielbiam patrzeć na ośnieżone choinki 🙂 Także już zacieramy ręce w oczekiwaniu na pierwszy prawdziwy śnieg 😀
Tylko kiedy spadnie??
Oby w tym roku, a nie na wiosnę 😛