Radziejowa z psem i widokiem na Tatry.
Na trzeci dzień pobytu w Piwnicznej, zaplanowaliśmy wycieczkę na królową Beskidu Sądeckiego – Radziejową. Mierzący 1266 m n.p.m. szczyt należy do Korony Gór Polski.
W 2006 roku na szczycie Radziejowej stanęła wieża widokowa, która chyba od początku była pechowa. W 2010 roku konstrukcja została uszkodzona przez uderzenie pioruna, jednak po remoncie oddano ją z powrotem dla turystów. Niestety w listopadzie 2017 wieża została zamknięta, ze względu na zły stan techniczny – drewno zaatakowały grzyby. Tym razem, mimo że kilka razy szukałam informacji, nigdzie nie znalazłam konkretnych planów odbudowy. Wieża została opasana biało – czerwoną taśmą, pojawiły się tabliczki z zakazem wejścia i śmiertelnym zagrożeniem. Nie odstraszyło to ludzi, którzy nadal wchodzili, bo widoki z wieży były podobno niesamowite. Ostatecznie zdemontowano drabinki na pierwszym poziomie. Tyle w temacie, nie ma wstępu, nie ma informacji o odbudowie, jest zalesiony szczyt. Upragnione widoczki – tak blisko, a tak daleko… bo wieża niby jest, ale jej nie ma.
Rano przywitały nas ciemne chmury, więc nie spodziewaliśmy się rewelacji. Zebraliśmy się powoli. Bez problemu dojechaliśmy na Przełęcz Gromadzką. Mimo obaw, czy damy radę tak wysoko dojechać, tym razem nie ma żadnych problemów. Droga jest komfortowa, prowadzi po asfalcie, a nie po betonowych płytach. W zimie koniecznie łańcuchy – jest stromo. Parking na Przełęczy Gromadzkiej jest spory, są tu wiaty, stojaki dla rowerów i miejsce na kilkanaście samochodów. Znajdujemy jedyny nieoblodzony skrawek i tam parkujemy. Po wyjściu z auta od razu zwiewa mi czapkę z głowy, dobrze że mam drugą, bo tamta ląduje w kałuży. Halny…
Idziemy niebieskim szlakiem, kawałeczek po płytach i wychodzimy na łąkę. I tu się zaczyna ŁOOOOJAAAA, PAAAAATRZ,WIDAĆ TAAAAARTY!!!! Totalne zaskoczenie, wiatr przewiał chmurzyska i mieliśmy wreszcie okazję zobaczyć Tatry, w dodatku na samym początku wycieczki.
Humory od razu nam się poprawiły, jak pojawiła się nadzieja na pogodę tego dnia. Ruszyliśmy przez potwornie obłoconą łąkę, na szczęście odcinek nie trwał długo. Po chwili szlak niebieski odbił w prawo, do lasu, gdzie było sporo śniegu. Słońce wyszło na dobre i grzało nam w plecy. Szlak przepiękny, poprowadzony wśród iglaków, na tyle szeroki, że idziemy w słońcu. Podejście łagodne, więc szło się bardzo dobrze. Mauro latał za piłką i tarzał się w śniegu, my gadaliśmy i robiliśmy hurtowo fotki.
Po drodze jest kilka miejsc, z których znów między drzewami dostrzegamy Tatry. Żałuję, że mamy aparat gorszej klasy, niż w większości smartfonów. Aż chciałoby się zrobić porządnego zooma i przybliżyć te Tatry. Obiecuję sobie, że zrobię rekonesans i poszukam czegoś lepszego.
Na co patrzę???
Na TAAAAATRYYYYY 🙂
W świetnych humorach i prawdziwej patelni docieramy do pierwszego szczytu – Małego Rogacza, o wysokości 1162 m n.p.m. Tabliczka jest wbita pod samymi choinkami, w głębokim śniegu. Nie chce nam się gimnastykować, więc fotki ma tylko Mauro 🙂
Dosłownie kilkanaście minut później szczytujemy ponownie na Wielkim Rogaczu (1182 m n.p.m.). Robimy fotki przy tabliczce, patrzymy skąd doszła reszta szlaków i ruszamy dalej. Rogacze nie należą do widokowych, oba szczyty są zalesione. Z tego miejsca na Radziejową prowadzi szlak czerwony.
Po opuszczeniu wielkiego Rogacza, zaczyna się mój absolutnie ulubiony odcinek szlaku. Idziemy łagodnie do góry, wychodząc w pewnym momencie na najlepsze miejsce widokowe. Nie ma drzew, więc nic nie przeszkadza w podziwianiu Pienin i Tatr. Zatrzymujemy się tu na dłużej, robimy zdjęcia, gramy z Mauro, cieszymy oczy widokami.
W końcu schodzimy kawałek w dół i dochodzimy do przełęczy Żłobki. Stąd, według tabliczki do szczytu Radziejowej mamy 20 minut.
Podejście jest strome, nieprzerwanie przez kilkanaście minut sapiemy pod górkę. Nawet śmiejemy się, że wyjście na najwyższy szczyt pasma musi dać popalić. W końcu skręcamy w lewo i już po płaskim docieramy na szczyt. Dobrze się tu czujemy i choć nie ma widoków, spędzamy dłuższą chwilę. Czytamy tekst na tablicy, ktoś kto go pisał z pewnością kochał te góry.
Wracamy tą samą drogą, pokonanie trasy zajmuje połowę mniej czasu niż wejście. Za każdym krokiem ześlizgujemy się w dół po śniegu, dzięki czemu błyskawicznie jesteśmy na dole. W drodze powrotnej, to nie Tatry, a chmury fundują nam niesamowity spektakl.
Ach, co to był za dzień 🙂 Pomyśleć, że przez zamkniętą wieżę widokową wahaliśmy się, czy w ogóle tam iść…
Podsumowanie:
Przełęcz Gromadzka – Wielki Rogacz, szlakiem niebieskim,
Wielki Rogacz – Radziejowa, szlakiem czerwonym.
Pętla: Nie, wracamy tą samą drogą.
Dystans: 11,1 km,
Ilość kroków: 16 961,
Czas trwania: 4,5 godziny, spokojnym tempem, z przerwami na fotki i pobyt na szczycie.
Poniżej mapka:
Jeżeli będziecie w okolicy, koniecznie wybierzcie się na Radziejową. Warto dobrze sprawdzić pogodę, wycieczka będzie miała zupełnie inny wymiar z widokiem na Tatry. Jeśli odbudują wieżę, na bank tam wrócimy.
Także smycze w dłoń i do zobaczenia w górach 🙂
Oh, cóż za widoki… Zapisałam sobie trasę na następny wypad w tamte strony 🙂
Super, cieszę się, że mój wpis się przydał <3 🙂