Huncwot na gigancie, czyli blog o podróżach z psem

Šip i Zadný Šíp, nieoczywiste wspaniałości Wielkiej Fatry.

Słowacka Wielka Fatra… Na samo wspomnienie rozległych łąk, zapachu trawy i promieni słońca na skórze, robi mi się ciepło na sercu. Z pierwszego wypadu w tamte rejony przywiozłam jedne z najpiękniejszych w życiu wspomnień.

I tak bardzo chciałam wrócić!

Do takich widoków trzeba wrócić!

Tak się złożyło, że i w tym roku przeznaczyliśmy na Wielką Fatrę kilka wczesnojesiennych dni. Cieszyłam się na zdobycie najwyższego szczytu pasma – Ostredoka i poznanie jego skalistej części. Miałam też w planach kilka mniej znanych szczytów. Najpierw jednak musiałam stawić czoła pierwszej wycieczce. Nie jest to mój ulubiony dzień wyjazdu, trzeba się zebrać bardzo wcześnie, dojechać na miejsce, no i wypadałoby jeszcze coś zrobić, żeby nie stracić dnia. Na koniec zameldowanie, obiad, rozpakowywanie gratów i inne atrakcje. Wieczorem z reguły padamy na kanapę z zamiarem obejrzenia filmu, ale i tak każdy marzy tylko o pójściu spać.

Na dojazd z Krakowa w okolice Wielkiej Fatry trzeba liczyć 3 godziny, więc tego dnia wchodziła w grę max 6 godzinna wycieczka. Trochę głowiłam się nad mapą, aż trafiłam na szczyty Šip i Zadný Šíp. Skusiła mnie stosunkowo niewielka jak na Wielką Fatrę różnica wzniesień (768 m) i możliwość zrobienia całkiem sympatycznej pętli z miejscowości Stankovany.

Šip mierzący 1169 m npm to najwyższy szczyt Szypskiej Farty, najbardziej wysuniętej na północ części Wielkiej Fatry. Do lat 70 XX wieku Šip i Zadný Šíp zaliczane były do Gór Choczańskich. Taka ciekawostka 🙂

Stankovany – Žaškovské sedlo

Skoro to pętla, to dlaczego zdecydowaliśmy się na ten kierunek? Zielony szlak z polany Podšíp do Stankovan jest nowy i niewiele można o nim przeczytać w internecie. Nie wiedzieliśmy jak będzie to wyglądało z oznaczeniami i postanowiliśmy ewentualne problemy orientacyjne zostawić sobie na koniec. Jest jeszcze kwestia legendarnego podejścia na Zadný Šíp od tamtej strony… Chyba na każdym blogu czytałam, że jest tam mordercze nachylenie, więc wydawało mi się, że po stromym łatwiej będzie schodzić, niż wchodzić. Taaaaa, jaaasneeee….

Szlaki zaczynają się przy stacji kolejowej w Stankovanach. My jednak widząc żółte oznaczenia biegnące dalej asfaltem, podjechaliśmy autem najdalej jak się da. I tak wylądowaliśmy na wygodnym parkingu przy kościele, tuż przed wejściem do lasu.

Począteczek.

Mój <3

I zleciało 🙂

Początek nie był szczególnie porywający, szlak prowadził dość szeroką, bitą drogą. Później szliśmy pięknym lasem, nie za stromo, idealnie na spokojny rozruch. Na odcinku ok. 3 km mamy do pokonania zaledwie 285 m deniwelacji. Tempo mieliśmy raczej wolne, gadaliśmy i bawiliśmy się z Mauro więc ten odcinek w zasadzie sam się pokonał. Nawet nie zauważyliśmy kiedy przed nami wyrosła polana i tym samym pierwszy tego dnia przystanek.

Widok na nasze szczyty.

Przełęcz Žaškovské sedlo (720 m npm) jest idealnym miejscem do odpoczynku. Widoki nie są może powalające, ale jest zielono, sielsko i anielsko. Usiedliśmy sobie na ławeczkach, wystawialiśmy gęby do słońca i zbieraliśmy siły przed dalszą drogą. Z opisów wycieczek, które czytałam przed wyjazdem jasno wynikało, że w drugim etapie podejścia czeka nas niezły wycisk.

Na wyższy Sip nie ma podanego czasu!
Ruszamy!

Žaškovské sedlo – Šip

Szlak od razu wchodzi w las i już na starcie robi się stromo. Zgodnie z oznaczeniami czeka nas półtorej godziny podejścia. Niby dystans wynosi niecałe 3 km, ale ja ten odcinek zapamiętałam jako meeeega długi i mozolny.

Na początku ruszyliśmy ochoczo, wciąż napędzani ekscytacją towarzyszącą początkowi urlopu.

Droga od polany prowadziła cały czas przez las. Jedyną atrakcją na tym odcinku była formacja skalna, na którą można było się wdrapać i próbować uszczknąć trochę widoków. Mauro koniecznie musiał iść z nami, nie przyjmując do wiadomości, że to nie najlepsze miejsce dla jego łapeczek.

Model na skałach <3

Po krótkiej przerwie znów zanurkowaliśmy w las, a że szliśmy już  jakiś czas, zaczęło mi się trochę dłużyć. Teren nie był urozmaicony, podejście ani strome ani łagodne, jakieś nijakie. Zupełnie nie mogłam złapać tempa i snułam się, wyglądając jakichkolwiek oznak zbliżającego się szczytu.

W końcu doszliśmy do kolejnych skałek i zobaczyliśmy wydeptaną ścieżkę w ich kierunku. Poszliśmy zbadać sprawę i to był strzał w 10! Wyszliśmy na maleńką polankę, która była rewelacyjnym punktem widokowym. I choć nasz cel był już blisko, to po długiej drodze w cieniu, postanowiliśmy wygrzać się chwilę na otwartym terenie.

Aaaaaaachhhhhh!

Šip 1169 m npm.

Później już nawet nie pamiętam kiedy dotarliśmy na szczyt Sipa. Mimo lajtowej końcówki, całość podejścia była dość męcząca, więc z radością usadowiliśmy się na ławeczce. Podobno kiedyś ze szczytu rozpościerała się panorama na wszystkie strony świata. Teraz znaczną część wierzchołka pochłonął las, ale uważam, że nadal jest to bardzo przyjemny punkt widokowy. I zdecydowanie warty odwiedzenia!

Uśmiechaski 🙂
Model na szczycie 🙂

Po sesji zdjęciowej zebraliśmy się w dalszą drogę. W duchu cieszyłam się, że większość podejścia mieliśmy już za sobą. Niby droga na szczyt to zaledwie 6 km i 717 m przewyższenia, ale mimo wszystko dało mi to trochę w kość. Widocznie to nie był mój dzień, bo Piotek i Mauro wyglądali jak nowo narodzeni.

Šip – Zadný Šíp

Na szczycie Šipa byliśmy sami, ale chwilę po zejściu spotkaliśmy grupkę z psami. Coś mi mówiło, że skądś ich znam. I faktycznie, była to psie-cudowna ekipa Szlakiem i Tropem (pozdrawiamy <3). Robili odwrotną niż my pętlę. Nie ma to jak mieszkać w Krakowie i spotkać się za granicą!

Dalsza droga przez chwilę prowadziła lasem, aż doszliśmy do kolejnej tego dnia formacji skalnej. Szlak został poprowadzony tak, że na krótkim odcinku musieliśmy się przecisnąć przez dość wąski przesmyk.

Jedyny na trasie widok w stronę Małej Fatry.

Dalsza droga na Zadný Šíp to już kawałeczek po prawie płaskim terenie. Szybko zameldowaliśmy na drugim tego dnia szczycie.

Zadný Šíp 1143 m npm.

Niższy brat Šípa to był już drugi szczyt na naszej trasie, zarządziliśmy więc i tutaj dłuższy postój. Przyjemnie było poleniuchować trochę w słońcu, podziwiając ostatnie tego dnia widoki. Za chwilę mieliśmy na dobre zanurkować w las.

Bo picie na ziemi jest bez sensu, lepiej na Pańciu 🙂

Zadný Šíp – Podšíp

Przed wycieczką czytałam, że ten odcinek trasy jest bardzo stromy. Jednak  stopień nachylenia terenu przeszedł nasze wyobrażenia. A przecież sporo podejść już widzieliśmy… Podłoże było upierdliwe, miękkie, gliniaste i na maska wyślizgane. Jak na samym początku zaliczyłam zjazd na tyłku po kamieniach i korzeniach, od razu schowałam aparat. I to była dobra decyzja, bo cała trasa była stroma, śliska i bardzo forsowna dla kolan. Aparat w ręku mógł mi przeszkadzać w łapaniu się drzew podczas ostrego hamowania. Zejście wglądało bowiem tak, że chwilami nie dało się hamować siłą mięśni, więc drobiąc kroczki lataliśmy od drzewa do drzewa!

Podšíp – Stankovany

Nawet nie jestem w stanie opisać z jaką ulgą przyjęłam widok rozległej polany. To mogło oznaczać tylko jedno – dotarliśmy na Podšíp. Do przejścia została nam ostatnia prosta. Jednak zanim ruszyliśmy, nie mogliśmy sobie podarować chwili przerwy. Przed nami roztaczał się widok na Małą Fatrę, baaaardzo dla nas sentymentalną. To tam pierwszy raz zabraliśmy Mauro w góry. Widok charakterystycznej sylwetki Stoha przywołał masę wspomnień. Pięknie prezentował się też Rozsutec, nie wiem tylko, czy to ten mały czy ten wielki 🙂 A ja schodząc myślałam, że nie czekają już na nas tego dnia żadne widoki…

Stoh <3
Wbrew naszym obawom, oznaczenia są.

Stoh i któryś z braci Rozutec 🙂
Poza Mauro mistrzowska!

Dalej poszło już gładko i szybko zameldowaliśmy się przy torach w Stankovanach. A później nie pamiętam jak, lawirując na czuja wąskimi uliczkami udało nam się przedostać do auta skrótem. Nawet nie zdążyłam zacząć jęczeć, że dłuży mi się asfalt!

Epilog

W sumie powinnam napisać, że uczciwie rzecz ujmując, nie jest to jakoś wybitnie widokowa trasa. Faktycznie widziałam w życiu masę bardziej spektakularnych panoram i malowniczych lasów.  A jednak bawiłam się świetnie i nie mogę przeoczyć swojej roześmianej od ucha do ucha gęby na większości zdjęć. Niezależnie od obiektywnej malowniczości trasy, my spędziliśmy cudowny czas. Bawiliśmy się z Mauro, gadaliśmy, podziwialiśmy widoki i korzystaliśmy ze słońca. Czy można chcieć czegoś więcej?

To tyle na dziś, bierz piesia i ruszaj na szlaki Wielkiej Fatry. Jest bosko <3

A i jeszcze mapka! Nam całość wycieczki zajęła około 6 godzin z kilkoma przystankami.

2
Dodaj komentarz

avatar
1 Comment threads
1 Thread replies
0 Followers
 
Most reacted comment
Hottest comment thread
2 Comment authors
AlaWiolka Recent comment authors
  Subscribe  
najnowszy najstarszy oceniany
Powiadom o
Wiolka
Gość
Wiolka

Piękne widoki,piesio zachwycony Wy także. Dla mnie super wycieczka.Pozdrawiam serdecznie.

×

Like us on Facebook