Krížna i Ostredok – po prostu NAJ.
Drugi dzień naszych Wielkofatrzańskich wojaży. Postanowiliśmy kuć żelazo póki gorące i wreszcie zdobyć najwyższy szczyt pasma- Ostredok. Zapowiadała się idealna pogoda na górską wycieczkę. Czyste niebo bez ani jednej chmurki, ciepełko… ale takie dobre, wrześniowe ciepełko. Żadnych czerwcowych upałów, tony kremów z filtrem i innych czapek z daszkiem. Babie lato w najlepszej odsłonie.
Ostredok, najwyższy szczyt Wielkiej Fatry mierzy 1 596 m npm i żeby go zdobyć, trzeba się trochę natrudzić. Nie ma tu w zasadzie krótszych wariantów i bezpośrednich podejść od wiosek. Wszystkie szlaki wyglądają dystansowo mniej więcej podobnie i oscylują w granicach 10 km. My wybraliśmy najkrótszy możliwy wariant z miejscowości Turecká i mieliśmy do pokonania ok. 8 km w jedną stronę. Żeby było weselej 1 198 m deniwelacji. Podczas relacji będę się starała opisywać wszystko kulturalnie, choć na samo wspomnienie podejścia przychodzą mi do głowy niezbyt kwieciste sformułowania 🙂
Ok, bez zbędnego przeciągania ruszamy!
Turecká – Salašky
Droga z naszej bazy w Donovalach koszmarnie nam się dłużyła. Prawie godzina w aucie przy tak pięknej pogodzie to prawdziwa katorga. Jak tylko dojechaliśmy do Tureckiej i znaleźliśmy spory parking przy rozejściu szlaków od razu wyskoczyliśmy z samochodu. Wszystko było pięknie opisane, więc ruszyliśmy za żółtymi znakami w kierunku miejsca zwanego Pod Líškou (1380 m npm).
Z racji sporego przewyższenia w pierwszej części trasy (jakieś 800 m) spodziewaliśmy się, że będzie stromo. I faktycznie, wystarczyło dojść do końca asfaltu, by zobaczyć stację narciarską. A to wróży tylko jedno – marsz wzdłuż trasy zjazdowej zawsze oznacza koszmarne nachylenie.
Po około 20 minutach sapania na stoku doszliśmy do miejsca o nazwie Salašky. Jakie było nasze zdziwienie, jak zobaczyliśmy tam spory parking! Przy takich wymagających wycieczkach każdy skrót jest na wagę złota. Tymczasem my tak po prostu straciliśmy 20 minut na marsz po prawie pionowym terenie w pełnym słońcu i jeszcze wydłużyliśmy sobie zejście. Cudnie!
Same Salašky to bardzo dziwne miejsce. Nie ma tam żadnych ciekawych widoków, jedyną atrakcję stanowi budka z lodami i sztuczne mini jeziorko, którego dno wyłożono czarną papą. Wygląda to bardzo osobliwie. Mimo dość wczesnej godziny sporo osób plażowało i wciąż zjeżdżali następni. Nas to miejsce jakoś nie zachęciło do kąpieli. Ani zielony kolor wody, ani dotyk oglonionej papy, który wydawał się nieuchronny podczas wchodzenia.
Salašky – Pod Líškou
Szybko zebraliśmy się spod jeziorka i ruszyliśmy wzdłuż ostatnich tego dnia zabudowań, by za chwilę wejść w las. Po chwili marszu Piotrek zapytał mnie, czy widzę nas tego dnia na szczycie. Bez wahania odpowiedziałam, że jasne i gdyby tak nie było, to raczej nie rzęziłabym teraz na tych stromiznach. Wtedy poczułam, że to mój dzień, byłam w trybie zadaniowym i nic nie mogło mnie zatrzymać. Ochoczo ruszyłam do przodu.
Leśny odcinek szybko się skończył i po chwili znów wyszliśmy na otwarty teren. Zaczęłam trochę obawiać się o chłopaków. Mauro przysiadał, a Piotrek nie wyglądał lepiej. Zrobiliśmy przerwę na picie, ale w tym momencie opadł mój entuzjazm. Byliśmy przecież na początku drogi, kropka na GPSie bezlitośnie pokazywała nasz dystans do kolejnego przystanku. Kryzys na tak wczesnym etapie nie wróżył nic dobrego.
Piotrek powiedział, żebym szła sama, a on zostanie z Mauro. Jak dadzą radę, to doczłapią, a jak nie to żebym zrobiła ładne foty. Od razu odmówiłam, nie było mowy żebym ich zostawiła! Jestem stadna i lubię dzielić emocje i przeżycia z bliskimi. Samej byłoby mi smutno i strasznie bym się za nimi stęskniła. Chwilę odpoczęliśmy, dodaliśmy sobie otuchy i ruszyliśmy dalej prawie pionowo w górę. Szliśmy powoli i zatrzymywaliśmy się za każdym razem, kiedy Mauro przysiadał. Jakoś pokonywaliśmy kolejne odcinki i szczęśliwie nie mieliśmy już tak dużych kryzysów jak na początku.
Na szlaku było niewiele osób, ale na otwartym terenie widzieliśmy wszystkich jak na dłoni. Każdy wyglądał dokładnie tak samo, jak my i tak jak my walczył ze słabościami. Kilka kroków, skłon i odpoczynek, wyprost, wdech i kolejne kilka kroków do następnego zakrętu. Tu nie było przyjemnego wędrowania, tylko koszmarna zadyszka i natłok myśli typu „na cholerę mi to było?”. Mimo dobrego dnia, sama co kilka minut miałam ochotę tupnąć nogą i chrzanić cały ten interes. A jednak jakoś zbierałam się w sobie i pokonywałam kolejne odcinki. Z czasem było łatwiej, bo wyłaniały się pierwsze widoki, a tym samym pretekst do częstszych zatrzymań na fotki.
Pod Líškou – ruiny stacji narciarskiej.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że Pod Líškou nie jest oznaczone w terenie. A ja tak czekałam! Od pewnego momentu odliczałam słupy nieczynnego wyciągu z nadzieją, że za kolejnym będzie upragniona tabliczka z rozejściem niebieskiego szlaku. Niestety, nic z tego. Później na mapie zobaczyliśmy szczyt Líška i domyśliliśmy się gdzie mniej więcej było to miejsce.
Nie ma jednak tego złego, bo odliczając słupy niepostrzeżenie dotarliśmy do zakrętu. Z jednej strony ukazały się obłędne widoki, a z drugiej zobaczyliśmy ruiny wyciągu narciarskiego. Były już całkiem blisko.
Uznaliśmy, że przejdziemy ostatnią prostą i przy ruinach zrobimy porządny postój na uzupełnienie kalorii i ukojenie mięśni. Należało nam się jak nigdy! Naprawdę nie pamiętam tak męczącego podejścia w całej naszej karierze. Nawet Wielki Chocz w porównaniu z tą wycieczką to był mały pikuś. Ostatkiem sił doczłapaliśmy jednak do celu i po rekonesansie ruin usadowiliśmy się na trawie. Nasza katorga trwała niespełna 2 godziny, nie wiem jakim cudem, ale wyprzedziliśmy szlak o jakieś 30 minut. Nagrodą za wysiłek było poczucie, że na drugą część trasy zostało naprawdę niewielkie przewyższenie. Zapowiadały się też boskie widoki!
Ruiny stancji narciarskiej – Krížna
Podczas odpoczynku Piotrek i Mauro odzyskali siły witalne za sprawą kanapki z konserwą. Ja wciąż miałam swój dzień i czułam się świetnie, więc po przerwie ruszyliśmy w kopyta.
Dalsza droga to już sama przyjemność. O ile na wcześniejszym odcinku nie było mowy o spektakularnych widokach, tak tym razem odbiliśmy sobie z nawiązką. Wyszliśmy na charakterystyczne dla Wielkiej Farty rozległe polany, słońce grzało, a kolory jesieni dodawały uroku. Trudności orientacyjnych nie ma żadnych, ścieżka jest wydeptana, a niebieski szlak, którego początek przegapiliśmy, jest na tym odcinku dobrze oznaczony. Na samym końcu do znaków niebieskich dochodzą czerwone, które wspólnie prowadzą na szczyt.
Krížna 1 574 m npm
Szczyt Križnej jest bardzo charakterystyczny. Stoi na nim ogrodzony, dość spory budynek z dziwaczną zieloną wieżą. Wygląda to bardzo oryginalnie i delikatnie mówiąc nie zdobi okolicy. Ale metalowe elementy odbijają słońce i dzięki temu jeszcze stojąc na parkingu w Tureckiej wiedzieliśmy dokładnie gdzie ta Križna jest. Wreszcie po jakiś 3 godzinach zadyszki stanęliśmy na jej szczycie!
Za to widoki! Co ja tu będę pisać, widoki ze szczytu są genialne. Nic tylko leżeć na trawie i podziwiać. W piękną, słoneczną niedzielę spotkaliśmy na szczycie zaledwie kilka, może kilkanaście osób. Także było zacisznie i baaardzo przyjemnie.
Jeśli lubisz górskie wycieczki na dwóch kółkach, to koniecznie zaplanuj wyjazd w te rejony. Jest tu cała masa ścieżek rowerowych i z tego co widzieliśmy, są one raczej dobrze oznaczone. Jak już jesteśmy przy oznaczeniach – w internecie znaleźliśmy masę brzydkich rzeczy na ten temat. Że szlaki są chaotycznie opisywane, że jest za mało znaków, a newralgiczne punkty nie są dostatecznie zaznaczone. Ja nie wiem jak to możliwe, ale my ani razu nie mieliśmy problemów z orientacją. Bez pudła odnajdowaliśmy miejsca startu, dalszy przebieg szlaku też nie budził naszych wątpliwości. Na tej wycieczce w ogóle nie ma się o co martwić, droga jest prosta jak drut. Na stoku narciarskim nie da się zgubić, a po wyjściu na grzbiet jest jeszcze łatwiej, bo widać cel!
Krížna – Ostredok
Czerwony szlak z Krížnej na Ostredok to 2,7 km i mniej więcej godzinka drogi. Po drodze zdobywamy jeszcze nieoznaczony Frčkov 1586 m npm.
Szliśmy długo, bo też nigdzie się nie spieszyliśmy. Cała udręka podejścia poszła w zapomnienie. Nagrodą był leniwy, błogi spacer w jesiennym klimacie. Dla mnie to zdecydowanie najprzyjemniejszy odcinek szlaku. Coś pięknego! Rozległe łąki, złote trawy, sielskość i anielskość. I te widoki… Tylko popatrz!
Ostredok 1596 m npm
No i stało się, po roku od pierwszego wypadu na Wielką Fatrę stanęliśmy na najwyższym jej szczycie. W zeszłym roku odpuściliśmy ten szlak, bo już na miejscu wpadł nam w oko Rakytov. Także przed tym wyjazdem Ostredok śnił mi się po nocach.
Jak było? Przede wszystkim pusto, co było wielką niespodzianką. Zazwyczaj najwyższe szczyty pasm są najbardziej oblegane. Choć słowo “oblegane” nijak nie ma się do Wielkiej Fatry. I całe szczęście!
Widokowo też jak najbardziej ok, jednak nie mogę się oprzeć wrażeniu, że Krížna oferuje trochę więcej. No bo z Krížnej widać Ostredok, a z Ostredoka nie. No i jeszcze Ploská… Wygląda od tej strony jakby mniej atrakcyjnie, niż z Rakytova. Więc o dziwo cel naszej wycieczki i zarazem najwyższy jej punt, nie był jednocześnie puntem kulminacyjnym. Ale bardzo warto było go zdobyć!
Ostredok – Krížna – Turecka
Tu nie ma wyjścia, z Ostredoka trzeba zejść tą samą drogę. Od kiedy podeszłam pod ruiny wyciągu, zejście po tej stromiźnie cały czas siedziało mi gdzieś z tyłu głowy. Ja lubię schodzić, ale dla Piotrka to katorga, dlatego szykowałam się na jęki przechodzące z czasem w groźby karalne. Nic takiego się jednak nie stało i po dłuuuuugim odpoczynku na Krížnej jakoś udało nam się zejść i nie pozabijać. Dosłownie i w przenośni!
A tu mapka naszej trasy:
Praktycznie:
- Koniecznie podjedź samochodem do parkingu Salašky. Zaoszczędzisz 20 minut i nie stracisz absolutnie nic w widoków.
- Trasa jest długa i dość forsowna ze względu na sporą różnicę wzniesień. Weź zapas picia dla siebie i psa, po drodze nie ma gdzie uzupełnić wody.
- Szlak prowadzi lasem nie dłużej niż 20 minut, może pół godziny podczas całej wycieczki. Dlatego latem w upalne, słoneczne dni nie polecam tej strasy, może się zwyczajnie nie udać jej przejść. My byliśmy w drugiej połowie września, temperatura sięgała 20 stopni, jednak otwarty teren i wysokość robią swoje i chwilami było nam ciężko na podejściu. W upale pewnie wyzionęlibyśmy ducha.
- Uważaj na żmije. Tyle się o nich naczytałam, że musiałam o tym napisać. Jesienią nie było powodów do obaw, zwiększona aktywność tych gadzin przypada w okresie godowym, czyli na wiosnę. Można je wtedy spotkać na szlakach, często też wychodzą wygrzać się na słońce.
- Na wycieczkę warto założyć cały dzień, po pierwsze ze względu na rozpraszające widoki. Poza tym nie obejdzie się bez odpoczynków. My zrobiliśmy przerwy przy runach stacji narciarskiej, na Krížnej, na Ostredoku i wracając znów na Krížnej.
- Zawsze pamiętaj o odpowiednim przygotowaniu siebie i psa. Wysokość Ostredoka nie zwala z nóg, jednak różnica wzniesień jest naprawdę spora. Pies, który chodzi 3 razy dziennie dookoła bloku nie zdoła przejść tej trasy. Mauro, który często chodzi po górach i codziennie lata za piłką musiał odpoczywać podczas podejścia. Dopiero za ruinami stacji narciarskiej, jak teren trochę się wypłaszczył odzyskał wiatr w uszach!
Ok, na dziś to tyle. Koniecznie zaplanuj wypad na Wielką Fatrę w postanowieniach noworocznych!
Piękna wycieczka :), dokładnie taką samą trasę przeszłam w sierpniu z psią ekipą. Podejście delikatnie mówiąc forsujące. Ale widoki z grzbietu koją cały trud podejścia:)Opis i zdjęcia doskonałe!
Bardzo dziękuję za miłe słowa <3 Haha, faktycznie "forsujące" to bardzo delikatne określenie 🙂 Na długo zapamiętam wysiłek po drodze i zakwasy po tym wyjeździe. Chyba jeszcze z tydzień czułam wszystkie mięśnie. Ale widoki są warte każdego wysiłku <3 Wielka Fatra ma mega klimat!
Dokładnie , Wielki Chocz to pikuś 🙂
W porównaniu z Ostredokiem wypada łagodniej, ale po przeszło roku wciąż pamiętam jak umierałam po drodze ?