Spływ tratwą po Biebrzy – Ahoj przygodo!
Nie potrzebuję wycieczek all insclusive, wypaśnych hoteli z basenem, ani drinków z palemką. Wręcz przeciwnie. Do pełni szczęścia wystarczy mi dwójka moich ukochanych przyjaciół i odrobina głuszy, najlepiej tylko dla nas. Dlatego kiedy z wpisu Oli i Michała Makulskich, dowiedziałam się o możliwości spływu po Biebrzy tratwą, na której można zamieszkać, wpadłam po same uszy. W dodatku na pokład można zabrać psa. Musiałam tam jechać i to jak najszybciej!
Mieliśmy zaplanowany tydzień urlopu w sierpniu, więc pozostawało tylko śledzić prognozy pogody. Nie chciałam rezerwować tratwy w ciemno, a potem spływać w strugach deszczu. Miało być słońce. I kropka!
Zdecydowaliśmy się na spływ organizowany przez firmę Biebrza24, na początek 2 dni i jedna noc na tratwie. Zaproponowali nam trasę Czarniewo – Jagłowo, o długości nieco ponad 9 km. Podobno jeden z dzikszych odcinków Biebrzy, więc bardzo się cieszyłam. Podczas załatwiania formalności byłam tak podekscytowana, że nie zapamiętałam pokazanych na mapie miejsc, gdzie mieliśmy wypatrywać łosi i bobrów 🙂
Tratwa, którą zobaczyliśmy na starcie to prawdziwe mistrzostwo świata. Na powierzchni kilkunastu metrów kwadratowych, mamy wszystko czego potrzeba do życia. Jest sypialnia, której całą powierzchnię zajmuje łóżko, jadalnia (którą można przekształcić w drugą sypialnię) i drabinka prowadzącą na dach, który jest jednocześnie tarasem widokowym. Na dachu można rozłożyć namiot, co daje kolejne 2 miejsca noclegowe, więc w sumie na spływ można się wybrać w 6 osób. Jednak nie bardzo sobie wyobrażam funkcjonowanie na tak małej przestrzeni w większej grupie.
Na wyposażeniu tratwy są wiosła i pychy, siekierka i palik do cumowania, trap, saperka, grill i najważniejsze – kibelek. TAK! Pomyśleli nawet o tym, żeby nie męczyć się w trzcinach w kucki, tylko usiąść jak na tronie!
Pamiętam, że jadąc na start miałam w głowie pomysł na tytuł wpisu, coś w stylu „Przygoda w rytmie slow” . Okazało się że slow nie było wcale, ale o tym później.
Wszystko zapowiadało się idealnie, na tratwę wsiedliśmy przed południem i zaczęliśmy od zorganizowania sobie przestrzeni. Jak wszystko pięknie leżało na półeczkach, a prycza była idealnie pościelona, można było zaczynać. Płynęliśmy spokojnym tempem, zachwycając się krajobrazami. Cisza, spokój, piękny słoneczny dzień. Słychać było tylko szum falujących na wietrze trzcin. A rzeka? Cudowna, czysta, widać było porastające dno rośliny. Świeże powietrze i zieleń all around. Bajka!
Od razu poczuliśmy klimat totalnego chillu, trochę wiosłowaliśmy, ale też robiliśmy przerwy na pływanie, cumowaliśmy do brzegu i podziwialiśmy rozległe łąki. Robiliśmy zdjęcia, popijaliśmy piwko, nigdzie nam się nie spieszyło. Późnym popołudniem zaczęliśmy rozglądać się za miejscem do przycumowania na noc. Znaleźliśmy idealną zatoczkę, Piotrek rozpalił grilla, a my z Mauro graliśmy w piłkę i kąpaliśmy się w rzece.
Wieczorem piliśmy winko i gadaliśmy, a Mauro po całym dniu wrażeń padł trupem w sypialni. Był też zachód słońca, choć wieczorkiem zaczęła się zbierać cienka warstwa chmur, więc zachód słońca był bez słońca 🙂 Ale za to z kolorami!
Nie planowałam wstawać na wschód słońca, ale obudziłam się sama, więc wykorzystałam okazję i zrobiłam kilka fotek budzącego się dnia.
Ostatecznie wstaliśmy po 9 i znów niespiesznie zaczęliśmy zbierać się do życia. Wykąpaliśmy się na golasa, choć zdjęć z tego wydarzenia nie będę upubliczniać 🙂 Umyliśmy ząbki i zjedliśmy jajecznicę na boczku.
Ostatecznie złapaliśmy za pychy około 11. Trochę późno, zważywszy, że poprzedniego dnia niewiele zrobiliśmy. Na początku płynęliśmy spokojnie, robiliśmy przerwy na kąpiele i schodziliśmy na ląd. Jednak po ok. 3 godzinach okazało się, że kropka na GPSie nie przesuwa się nawet o milimetr w kierunku celu. Dodatkowo w oddali pogrzmiewało i Mauro zaczął się niepokoić. Schowaliśmy go w sypialni i walczyliśmy dalej. Dosłownie walczyliśmy, bo zerwał się wiatr, który bardzo utrudniał nam zadanie. W końcu rozpętała się burza, w jednej chwili do wody poleciał grill i palik do cumowania (na szczęście był zapasowy). Było po 16, a my mieliśmy przed sobą jakieś 3 km, czyli ponad 3 godziny przy wiosłach. W dodatku tego dnia mieliśmy jeszcze dojechać na nocleg ok 70 km. Byliśmy mega głodni i okropnie zmęczeni. W tej chwili zwątpiłam, czy dopłyniemy. Jednak burza szybko przeszła i resztkami sił powiosłowaliśmy dalej. Kiedy zobaczyliśmy zabudowania Jagłowa mało nie oszaleliśmy ze szczęścia, ale w głowie kołatała mi myśl, że od początku wioski do punktu końcowego jest jeszcze cały kilometr drogi. W dodatku kilometr trudny, bo płycizna, wąskie przesmyki i zmęczenie dawały się we znaki. Ostatecznie do brzegu dobiliśmy o 19:30! Płynęliśmy 8,5 godziny, a jak zebrać do kupy wszystkie przerwy, to wyszłaby może godzina. O tym, że nogi mogą wejść do tyłka wiedziałam od dawna, ale że ręce też, odkryłam dopiero na tratwie. Bardzo dotkliwie odezwały się najróżniejsze mięśnie, nawet te nieznane dotąd medycynie! Ale byliśmy cali, zdrowi i niesamowicie z siebie dumni. A co najważniejsze – udało nam się nie pokłócić, co uważam za wiekopomny sukces!
Było cudownie, po prostu niesamowicie. Tej przygody nigdy nie zapomnimy, a na spływ jeszcze wrócimy. Tym razem na prawdziwy chillout – 15 km, 5 dni i najbardziej dziki zakątek Biebrzy <3
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie dopuściła do głosu mojej inżynierskiej duszy i nie napisała co nieco o praktycznej stronie spływu.
- Weź zapas picia! Nie popełnij naszego błędu i szacowaną ilość pomnóż przez 2, a najlepiej przez 3. Kiedy po godzinie wiosłowania wciągnęłam piwo w pól minuty, wiedziałam że z naszymi zapasami będzie krucho. Ostatecznie na mecie została nam jedna puszeczka Pepsi, którą wzięliśmy przez przypadek!
- Spakuj ciepłe ubrania, nawet jak zapowiadają upał. W sierpniu noce są zimne, mimo że miałam długie spodnie, bluzę i zapakowałam się cała do śpiwora, nad ranem prawie zamarzłam. Dodatkowy koc niewiele waży, a zapakowanie go na tratwę to żaden problem.
- Nie minimalizuj bagażu. Nie chodzi o to żeby brać 5 par butów na 2 dni, ale nadmierne uszczuplanie bagażu nic nie da. Przekonaliśmy się o tym boleśnie mając 1 świeczkę na komary i zdecydowanie za mało picia.
- Spakowanie kremu przeciwsłonecznego i nakrycia głowy będzie dobrym pomysłem. Upał potrafi zrobić z mózgu galaretę, a na tratwę nie przyjedzie żadna karetka. Jesteś w głuszy, nie ma żadnych dróg dojazdowych, więc trzeba samemu zadbać o swoje bezpieczeństwo.
- Koniecznie zrób zapas środków owadobójczych. O dziwo nie było komarów, ale były gzy, czy jak kto woli ślepy. Gryzą okropnie i zostawiają paskudne ślady. Nasz zwykły spray dobrze się spisał, świeczka dała radę, ale przydałaby się jedna więcej. Na tratwie znaleźliśmy kadzidło zostawione przez poprzednią załogę. Było super, warto się w takie zaopatrzyć przed wyjazdem.
- Nie siłuj się z wiatrem! To mniej więcej tak, jak kopać się koniem. Niby można, ale po co? Kiedy wieje w twarz lepiej zrobić przerwę, nawet jak czas nagli. Wiosłując przy wietrze nic nie nadrobisz, a bez sensu stracisz energię.
- Podczas godziny wiosłowania/pychowania pokonujemy około 1 km, jeżeli wiatr nie wieje w twarz. Ogólnie lepiej, żeby w ogóle nie wiał, bo podmuchy boczne też są upierdliwe. A musisz wiedzieć, że Biebrza ma zakręt na zakręcie, więc co chwile zmienia się ustawienie względem wiatru. Ważne, by zgrać się nawzajem, jednocześnie wbijać pychy w dno i pchać. Dlatego nie od razu po rozpoczęciu spływu, taka zawrotna prędkość jest osiągalna.
- Na stronie biebrza24.pl znajdziesz spis rzeczy do zabrania na tratwę. Warto z niego skorzystać, bo oni naprawdę znają się na rzeczy!
- Spływ rezerwowaliśmy 5 dni wcześniej, do końca montiorując prognozy pogody. Ale! Nie płynęliśmy w weekend, zaczęliśmy od poniedziałku. Jeżeli zależy Ci na spływie w weekend, zwłaszcza w szczycie sezonu, koniecznie zadzwoń wcześniej.
- A teraz koszty – wynajęcie tratwy to 300 zł za pierwszy dzień i 150 zł za każdy następny. Do tego 10 zł/dzień za parking i tyle samo za wypożyczenie butli gazowej z palnikiem (jeśli nie masz swojej). Do tego bilety wstępu do Biebrzańskiego Parku Narodowego – 6 zł od osoby za dzień. Pies za darmo. Wiem, to nie mało, ale uwierz, że bardzo warto przeżyć tę przygodę! To zdecydowanie jedna z najfajniejszych rzeczy jakie zrobiliśmy <3
A co poza tym? Ciesz się chwilą, obserwuj przyrodę, słuchaj śpiewu ptaków i szumu wiatru. Nasyć oczy zielenią, wypatruj zwierząt. Przytul się do ukochanej osoby i podziwiaj zachód słońca. Baw się z psem, biegaj na bosaka po łące i kąp się na golasa. Poczuj, że żyjesz! Takie chwile nie zdarzają się często <3
Ode mnie to wszystko, jeśli chcesz przeżyć przygodę życia, łap za telefon i rezerwuj tratwę. Żeby ułatwić Ci zadanie wrzucam numer telefonu: 603 225 100.
Do zobaczenia!
A fotki tronu brak ?
Pozostawiam trochę miejsca wyobraźni 😀
[…] w Suwalskim Parku Krajobrazowym. Pewnym punktem sierpniowego urlopu była tylko tratwa na Biebrzy, a później miał być spontan. Ostatecznie dzień przed wyjazdem nie mieliśmy żadnego […]
Nie wyraziłam zgody na kopiowanie naszych zdjęć, ani tekstów mojego autorstwa na inne strony internetowe. Bardzo proszę o natychmiastowe skasowanie całej zawartości pobranej z naszego bloga. W przeciwnym razie zawiadamiam policję, choć powinnam zrobić to od razu bez ostrzeżenia. Nie mam słów, jak można tak po prostu zabrać komuś kawał pracy i udostępnić jako tekst swojego autorstwa!