Wschód słońca w górach – suma wszystkich strachów.
Niektórzy boją się pająków, albo węży, inni mają lęk wysokości lub przestrzeni. Ja mam dwie starsze siostry, które całe dzieciństwo opowiadały mi na dobranoc historie o duchach. W efekcie boję się ciemności. Nie jakoś bardzo, ale jednak zaczynam trochę tracić rezon, jak zostaję sama w ciemnym, nieznanym otoczeniu.
Bywałam w górach na zachodzie słońca, więc czemu miałabym obawiać się wschodu? Przecież to właściwie to samo, tylko w odwrotnej kolejności.
A jednak nie! Po zachodzie słońca zupełnie inaczej reagowaliśmy na nocną wędrówkę. Po słonecznym dniu i wrażeniach związanym z wycieczką schodziliśmy w świetnych humorach. Nie od razu zapadły egipskie ciemności, a śpiew ptaków umilał marsz i zagłuszał inne odgłosy lasu. Idąc na wschód trzeba wstać o nieludzkiej godzinie (01:oo w nocy…) i jakoś się zebrać. Na miejsce startu jedzie się w ciemnościach, mając całkiem sporo czasu na stworzenie we własnej wyobraźni bardzo sugestywnych obrazków. Niewyspanie daje o sobie znać i siłą rzeczy zaczyna się wkradać niepokój.
Z minuty na minutę strach zataczał nad moją głową coraz węższe kręgi. Na początku spodziewałam się, że za każdym drzewem będzie czekał wilk, lub niedźwiedź, ewentualnie stado dzików. Później oczami wyobraźni widziałam czyhającego na nas Hannibala Lectera, Chirurga, lub Kolekcjonera Kości (muszę zmienić lekturę kryminałów na romanse…). A im dalej w las, tym więcej drzew, w efekcie przez ciągłe nasłuchiwanie tylko się nakręcałam. W pewnym momencie Mauro się odwrócił i jego oczy rozbłysły w świetle mojej czołówki. Niewiele brakowało, a z krzykiem rzuciłabym się do ucieczki.
No dobra, wystarczy tego strachu. Jedziemy!
Na wschód słońca wybraliśmy moje ukochane Gorce. Kilka lat temu powstały wieże widokowe na Lubaniu, Gorcu i Magurkach, żeby trochę zwiększyć ruch turystyczny w tym regionie. Gorc i Lubać mieliśmy zaliczony, została nam tylko wieża na Magurkach. Nigdy nie sprawdzałam dokładnie mapy, kojarzyłam jedynie, że na szczyt prowadzi tylko ścieżka Doliną Potoku Jaszcze. Wiedziałam, że przechodzi ona przez teren Gorczańskiego Parku Narodowego, do którego psy nie mają wstępu, więc założyłam, że Magurki są nie dla nas. Okazało się jednak, że sama wieża stoi poza granicami parku i można się na nią całkowicie legalnie dostać Szlakiem Kultury Wołoskiej. Musieliśmy to sprawdzić!
Szlak Kultury Wołoskiej wychodzi z centrum Ochotnicy Górnej, ale spokojnie możemy sobie oszczędzić marszu po asfalcie i podjechać pod sam las. Żeby dostać się na miejsce startu należy namierzyć boisko, które stoi przy głównej drodze. Naprzeciwko boiska jest przystanek autobusowy i wąska asfaltowa droga, w którą należy skręcić. Po minięciu ostatnich zabudować można zostawić samochód na poboczu, niedaleko drewnianego budynku o nazwie Ciurusiówka.
Z tego miejsca mamy do szczytu jedyne 2 km. Zakładamy czołówki i w drogę 🙂 Po kilkudziesięciu metrach kończy się asfalt i wchodzimy na szeroką gruntową drogę. Szlak oznaczony jest drewnianymi słupkami, zamiast standardowych pasków na drzewach.
Po około 5 minutach dochodzimy do drewnianego górala, tu należy zachować ostrożność.
Kilka metrów za góralem jest rozwidlenie, a słupek postawiono na samym środku, żeby nie było wiadomo jak iść 🙂 Na szczęście jest kierunkowskaz na Kurnytową Kolibę. Skręcamy w prawo i jesteśmy w domu, od tego momentu nie sposób się zgubić, nawet po ciemku. Droga cały czas jest szeroka i nie ma żadnych rozwidleń, aż do wieży widokowej.
Szlak prowadzi po kamieniach, nie ma ostrych podejść, ani innych trudności. Jedynie po deszczu może być dużo błota i bardzo ślisko. Po 10 minutach dochodzimy do Kurnytowej Koliby, która jest najstarszym niesakralnym zabytkiem w Polsce. Kawałek dalej stoi tablica, na której możemy sprawdzić nasze położenie.
Pod tabliczką Piotrek na chwilę się zatrzymał, a ja postanawiam odsapnąć. Dotychczas szłam w napięciu, ciągle rozglądając się na boki. W tym momencie uświadomiłam sobie, że sama stworzyłam swój strach i pozwoliłam, by zawładnął moimi myślami. Owszem, stałam sama pośrodku ciemnego lasu, a cisza jakiej nie zna żaden mieszczuch, dzwoniła mi w uszach. Gdyby chociaż ćwierkały ptaszki, to może byłoby mi raźniej. Ale poza tym, że było upiornie cicho, nic się nie działo. Las był spokojny i choć było czarno, a nie zielono to przecież wciąż ten sam las, który uwielbiam. Zabawne, jak umysł potrafi płatać figle w takich sytuacjach. Odetchnęłam, uspokoiłam myśli i ruszyłam dalej z zupełnie innym nastawieniem, już nie za karę, a ku przygodzie!
Jak jęczałam w aucie, że się boję, Piotrek patrzył na mnie jak na wariatkę. Zazdrościłam mu, że idzie na zupełnym luzie. Po drodze miałam zadyszkę i większość trasy zostawałam z tyłu. Uznałam, że mój organizm jeszcze śpi i nie w głowie mu marsze, dlatego zwalniam. Jak doszliśmy na wieżę w 30 minut zamiast 40, wiedziałam, że męczyłam się, bo szliśmy naprawdę szybko. Takie tempo zadał Piotrek, ale na pewno nie dlatego, że czuł się łyso w ciemnym lesie 😛 Wygląda na to, że Mauro jest najbardziej nieustraszony z naszej trójki, bo zupełnie nic sobie z całego tego wyjazdu nie zrobił. Maszerował dziarsko i nie zważając na ciemności, chciał grać w piłeczkę 🙂
Ostatecznie wymierzyliśmy czas tak, że na miejscu byliśmy 50 minut za wcześnie. W nocy szybko rozprawiliśmy się z Zakopianką, nadrabiając trochę czasu, a szybkim marszem urwaliśmy dodatkowo co najmniej 20 minut. Na niebie dopiero majaczyła pomarańczowa poświata, ale poza tym noc trwała w najlepsze. Zawsze wydaje się, że w środku nocy jest zimno, jednak to nieprawda. Godzina poprzedzająca wschód słońca jest najzimniejsza w ciągu całej doby, więc wchodząc na wieżę obawiałam się, czy nie zmarzną tam tyłki.
Na niebie nie było ani jednej chmurki, jednak przejrzystość powietrza nie była tego dnia najlepsza. Tatry były zamglone, niewiele było widać. A przed wyjazdem bardzo liczyłam na Taterki, które przy dobrych warunkach można z Magurek zobaczyć w całej okazałości.
Na szczęście wschód słońca był piękny, warto było marznąć na wieży prawie godzinę. Obawialiśmy się o pogodę, o ile ładny zachód można przewidzieć na podstawie całego dnia, to wschód to już zupełnie inna bajka. Tym razem jednak los nam sprzyjał!
Jeszcze długo po wschodzie można było cieszyć oczy widokami.
Sama wieża widokowa, położona na wysokości 1108 m npm jest bardzo nowoczesna i bezpieczna. Nie ma porównania z prowizorycznymi budowlami w Beskidzie Wyspowym. Wchodzi się po wygodnych schodach, ściany są zabudowane, spokojnie można tu przenocować, jeśli nie uśmiecha nam się samotna wędrówka w nocy. Kilka razy widziałam na różnych blogach relacje ze wschodów słońca, właśnie z noclegiem na wieży.
Czy jeszcze kiedyś pójdziemy na wschód słońca? Na pewno tak, ale też nie będziemy tego powtarzać zbyt często. Nie jesteśmy skowronkami i w weekendowe poranki lubimy się wylegiwać, a pobudka w środku nocy zupełnie rozwala nam dzień. I choć oglądanie budzącego się dnia z pewnością ma w sobie magię, to jednak bliższe naszym klimatom są zachody słońca. W połączeniu z ognichem i kiełbaskami na szczycie po prostu rządzą!
A jednak bardzo cieszę się że wybraliśmy się na tę wycieczkę. Tyle czasu planowałam wypad na wschód słońca, że zaczął śnić mi się po nocach. Zaspokoiłam swoją ciekawość i dowiedziałam się czegoś o sobie. Nie ukrywam, że miałam stracha, ale mimo to dałam radę, czyli znowu nie taki ze mnie cienki Bolek 🙂 I niniejszym jestem dumna z całej naszej trójki!
Tyle na dziś, koniecznie wybierzcie się na Magurki, niezależnie jaką część dnia wybierzecie, nie będziecie żałować!
PS. Zdjęcia szlaku robiłam w drodze powrotnej. Do góry szliśmy w całkowitej ciemności, a mnie tak trzęsły się ręce, że i tak nie utrzymałabym aparatu 🙂
Piękne widoki! Też byliśmy nie tak dawno w Gorcach, jeździmy od 15 lat, mamy tam sprawdzoną kwaterę. Ta wieża, którą widać w oddali na zdjęciach to Lubań czy coś innego? Od strony Ochotnicy w sumie nie wychodziliśmy jeszcze w góry, zwykle od Lubania, bo i na jego zboczu mieszkamy.
Dziękujemy 🙂 Wieża, którą widać przy zdjęciach wchodu to szczyt Gorca, który też bardzo lubimy <3 Lubań jest z Magurek widoczny, ale trochę dalej. A wieża na Lubaniu to zupełnie inna bajka, widok na Jezioro Czorsztyńskie i Tatry rządzi 🙂 Jak mi przypomniałaś, to od razu zatęskniłam...
Chcemy w najbliższy weekend (8-9.12) powtórzyć Waszą trasę. Do Ochotnicy wjeżdżaliście od strony Nowego Targu czy od strony Nowego Sącza?
My mamy nocleg w Knurowie i jakoś na mapach nie mogę zlokalizować początku trasy 😉 widzę boisko przy szkole, ale całej reszty nie mogę znaleźć.
Gdybyś mogła podać więcej szczegółów co do startu to będę wdzięczny 🙂
Jechaliśmy od strony Nowego Targu. Szlak rusza z Ochotnicy Górnej, nie kojarzę szkoły koło boiska, więc nie wiem czy nie piszesz o Dolnej. Jadąc od Nowego Targu boiska wypatrujcie po prawej stronie. Dokładnie po drugiej stronie ulicy jest przystanek, tablica, sklep i wąską droga. To w nią należy skręcić ( czyli my skręciliśmy w lewo). Na Google Maps zlokalizuj potok Forędówki, droga w którą trzeba skręcić prowadzi wzdłuż niego, jedziesz nią dalej przez mostek i tam pojawią się drewniane słupki wyznaczające szlak. Możesz dojechać autem do końca asfaltu i tam zaparkować na poboczu. My zostawiliśmy auto dosłownie kilkadziediąt metrów przed… Czytaj więcej »
Dzięki wielkie! Znalazłem 🙂 Teraz czuję się zdecydowanie bardziej przygotowany do tej wycieczki i jeszcze bardziej nie mogę się jej doczekać!
Pozdrawiam 🙂
Uffff, cieszę się 😀 Ja znalazłam przed wyjazdem na zdjęciu z satelity widok przystanku i sklep i tego szukaliśmy po ciemku. Nie wiem jak, ale się udało 🙂 Mam nadzieję, że Wam na żywo też pójdzie gładko! I trzymam kciuki za pogodę, my trochę mamy niedosyt Tatr, ale to się nadrobi 🙂
Alu mam takie pytanie, ile czasu trwał cały szlak? Pozdrawiam.
Jeżeli podjedziesz pod Ciurusiówkę, to jest mega szybka piłka, na szczyt da się dojść 40-50 minut. Choć my idąc dość szybko machnęliśmy wejście w pół godzinki. Zejście max 20 minut. Pamiętaj, że idąc z psem nie możesz przejść całej pętli szlaku Wołoskiego, w pewnym momencie wchodzi się na teren GPN. Dlatego podana przez nas trasa jest jedyną możliwością dotarcia legalnie na szczyt. Powrót siłą rzeczy tą samą drogą. W obie strony nie ma więcej niż 3,5-4 km. Jeżeli lubisz dłuższe wycieczki można później podjechać na szlak na Gorc, Lubań lub Koziarz (wydaje mi się że też jest blisko).
Trochę krótki ten szlak. Muszę coś dorzucić, bo dłużej zajmie mi droga niż pobyt w górach. Pomylę o Koziarzu lub Lubaniu. Muszę zobaczyć jak daleko bym musiała przejechać. Wielkie dzięki za pomoc.
No to podejście jest wyjątkowo króciutkie. Na wschód słońca taki szlak był idealny, żeby nie drałować długich godzin po lesie w ciemnościach. Ale obok cała reszta Gorców, więc raczej możliwości nie zabraknie 🙂
Myślę ,że dorzucę Lubań .Wszystko wyjdzie w praniu. Pozdrawiam serdecznie.