Łopień z psem – rajd przez polany.
Nie wiem jakim cudem wcześniej nie wybraliśmy się na Łopień. W Beskidzie Wyspowym bywamy dość często, lubimy to wciąż niezdeptane przez turystów pasmo. Dodatkowym plusem jest szybki dojazd z Krakowa i możliwość ominięcia Zakopianki, na której w ładne dni zawsze tworzą się kory. Jednak Łopień nigdy szczególnie nas nie przyciągał, jakiś taki niski, pewnie zalesiony, a w dodatku kiedyś obiło mi się o uszy, że praktycznie pod sam szczyt prowadzi asfaltowa droga (zgroooooza!). Jednak wszystkie te obawy się nie sprawdziły, a wycieczka okazała się strzałem w dziesiątkę. Chodź, pokażę Ci polany, na których nawet ja poczułam wiatr we włosach i z przyjemnością biegałam razem z przeszczęśliwym Mauro. Łopień z psem czas start!
Na początek trochę historii.
A właściwie legend, które mówią o czasach, kiedy w okolicach żyli ludzie, zwani Wielkoludami. Władcą okolic był Łopień – Welkolud o średnim wroście, nadrabiał jednak dobrym sercem. Jak to z poczciwymi facetami bywa, jego żoną była zołza- Moglielica zwana Wiedźmą. I tu jak w każdej bajce musi pojawić się księżniczka, a dokładnie Śnieżniczka, córka Mogielicy i Łopienia. Piękna i dobra przyciągała zalotników, jednak Moglielica zasłaniała ją mgłą, aby nikt nie mógł jej zobaczyć. W końcu Śnieżniczka wpadła w oko przystojnemu młodzieńcowi zwanemu Ćwilinem, a ona odwzajemniła jego uczucie. Wielkolud Łopień był im przychylny, pozostało tylko przekonać Mogielicę. Niestety, gdyby wszystko się udało nie byłoby legendy… Ćwilin musiał odejść, jednak podczas rozstania serca jego i Śnieżniczki pękły. W tym miejscu powstały wielkie mogiły. Załamany Łopień odrzucił złą żoną i całymi dniami przesiadywał nad grobami bliskich. W końcu podupadł na zdrowiu i niedaleko ich mogił powstała kolejna. Mogiły z czasem pokryły się pięknym lasem i tak powstały szczyty Śnieżnicy, Ćwilina i Łopienia. Moglielica została sama, nielubiana i odrzucona. W końcu i ona położyła się przy swoich bliskich, a że za życia była łysa ze złości, jej mogiła również jest goła. Takie tam rodzinne perypetie… I tak po krótce powstały najważniejsze szczyty Beskidu Wyspowego.
Łopień – idealny na spacer z psem.
Wielkanocny poniedziałek mieliśmy wolny i planowaliśmy górski spacerek na spalenie świątecznych, rozpustnych kalorii. Jednak prognozy znów splatały nam figla i od rana padało. Dopiero na popołudnie zapowiadane były całkiem dobre warunki. I choć daleka trasa nie wchodziła w grę, postanowiliśmy skorzystać z okazji i odwiedzić Łopień. Nawet gdyby był całkowicie zalesiony i nieciekawy, to zawsze lepszy spacer po lesie, niż domowe wyżeranie zapasów 🙂 Do wyjazdowej ekipy dołączyła moja Mama, która chciała sprawdzić swoją wiosenną kondycję. To co, zaczynamy?
Przełęcz Rydza – Śmigłego – Łopień.
Wybieramy zielony szlak z Przełęczy Rydza-Śmigłego. Jedynie godzinka na szczyt, więc nawet w razie opadów, mogliśmy szybko dostać się do auta. Na przełęczy jest bezpłatny parking , więc nie musimy się martwić, gdzie zostawić auto.
Szlak początkowo prowadzi szeroką, szutrową drogą, a wkrótce zmienia się w leśną ścieżkę. Po drodze nie ma żadnych trudności, ale charakterystyczne dla Beskidu Wyspowego podejścia mogą zmęczyć. Bywa stromo, ale też nie ma co przesadzać, to zaledwie 3 km. Ścieżka w większości jest kamienista, więc po opadach trzeba uważać za zęby.
Na szlaku ciężko się zgubić, jest tylko jedno miejsce, gdzie należy zachować ostrożność. To rozwidlenie szlaku i ścieżki do narciarstwa biegowego, która też prowadzi na szczyt. Żeby zostać na zielonym szlaku trzeba skręcić w lewo i wybrać ścieżkę po lewej stronie (zdjęcie poniżej powinno co nieco rozjaśnić). Piotrek z rozpędu po skręcie poszedł ścieżką po prawej stronie, myślał że i tak w końcu się połączą. W efekcie, żeby do mnie dołączyć musiał pokonać na przełaj dość spory odcinek.
Później nie było już żadnych trudności i szliśmy spokojnie, grając z Mauro w piłeczkę. Pogoda była piękna, a między drzewami raz na czas pojawiał się widok na Mogielicę.
Polana Jaworze i szczyt Łopienia.
Po niespełna godzinie marszu wyszliśmy na Polanę Jaworze na szczycie. Kiedyś całe zbocze Łopienia to była jedna wielka polana z szałasami pasterskimi, jednak po wypasie owiec na tych terenach nie ma już śladu. Polany powoli zarastają lasem, a płaski teren powoduje, że drzewa przysłaniają większość widoków. Jednak rozległa polana Jaworze bardzo przypadła nam do gustu, a zwłaszcza Mauro, który z uśmiechem na pycholu hasał i ganiał za piłeczką. Zresztą wszyscy z radością przyjęli zmianę podłoża z kamienistego szlaku, na miękką trawę.
Po chwili zabaw udaliśmy się na jedyny punk widokowy podczas wycieczki – polanę Widny Zrąbek. Nie ma żadnego znaku jak się tam dostać, ale znalezienie tego miejsca nie nastręcza problemów. Idąc zielonym szlakiem, należy kierować się w lewo za drewnianą wiatą przy ścieżce. Pomiędzy drzewami pojawi się prześwit, po przejściu ścieżką kilkunastu metrów dojdziemy na polanę. Jest tu krzyż, ławeczka, miejsce na ognicho i widoczek. Widać przede wszystkim Ćwilin i Śnieżnicę, nam udało się dostrzec Babią Górę, choć prawie cała tonęła w chmurach. Przy dobrych warunkach można podobno wypatrzeć stąd Tatry. Miejsce to jest idealne do obserwacji zachodu słońca i my z pewnością zafundujemy sobie taką atrakcję już całkiem niedługo.
Polana Myconiówka i dalej Chatka KŁ Hubertus z Tymbarku.
Po krótkim odpoczynku i popasie postanowiliśmy pobuszować trochę po okolicy. Zmieniliśmy szlak na czarny i zaczęliśmy się kierować w stronę Łopienia Środkowego. Czarny szlak prowadzi do Tybarku, my jednak nie zamierzaliśmy iść nim do końca. Początkowo ścieżka prowadziła otwartym terenem i gdzieniegdzie można było coś zobaczyć.
Po chwili spaceru lasem doszliśmy na Polanę Myconiówka, nie jest ona wielka, ani widokowa, ale za to mega malownicza. Aż się prosi, żeby rozłożyć się tu na piknik. Są ławy i miejsce na ognisko, więc zachęcam do zabrania ze sobą kiełbasek. Jeżeli na wycieczkę zabierzesz psa, z pewnością spodoba mu się przestrzeń do biegania. Mauro był zachwycony!
Z Myconiówki poszliśmy dalej za czarnymi znakami, by po około kwadransie zameldować się przy chatce Koła Łowieckiego Hubertus z Tymbarku. Jest to kolejne miejsce, gdzie można odpocząć, lub rozpalić ognisko. To koniec naszej wycieczki, po chwili odpoczynku wracamy prawie tą samą drogą.
Chatka KŁ Hurebtus – Myconiówka – Łopień – Przełęcz Rydza Śmigłego.
Z Chatki wróciliśmy czarnym szlakiem do pierwszej polanki. Tam zobaczyliśmy drogę w lewo i postanowiliśmy ją sprawdzić. Przeszliśmy w górę polany i niespodziewanie znaleźliśmy płat śniegu. Mauro oszalał, jednocześnie rył, jadł i tarzał się. Zaliczył każdy, najmniejszy nawet skrawek.
Po kąpieli śnieżnej ruszyliśmy nieoznakowaną ścieżką, prowadzącą równolegle do szlaku. Udało się bez pudła, po chwili zameldowaliśmy się na polanie Myconiówka. Stąd czarnym szlakiem udaliśmy się na Łopień, trwoniąc trochę czasu na łąkowych gonitwach.
Planowaliśmy podejść jeszcze na chwilkę na miejsce widokowe, ale stała tam już terenówka (!), wiec zdegustowani poszliśmy dalej. Na polane Jaworze zauważyliśmy chmurzyska, niby białe, ale wyglądały jakoś złowieszczo. Coś wisiało w powietrzu, zerwał się wiatr i obawialiśmy się, że deszcze nie powiedziały jeszcze tego dnia ostatniego słowa. Pół biedy deszcz, w końcu nie jesteśmy z cukru. Jednak gdyby zagrzmiało czekałby nas bieg, a właściwie sprint przełajowy. Mauro Paniczne boi się burzy.
Mieliśmy wracać szlakiem narciarstwa biegowego, ale zanim zdążyłam się rozejrzeć moi towarzysze pognali w las zielonym szlakiem. Nie pozostało mi nic innego jak ich dogonić. Już na początku drogi usłyszeliśmy dźwięk mordowanego silnika. Faktycznie po chwili zobaczyliśmy gigantyczną terenówkę wtaczająca się na szczyt w kłębach dymu. Nie chcę być złośliwa, ale Panom w środku spacerek dobrze by zrobił… Nie wiem co to za pomysły, żeby pchać się samochodami na piesze szlaki, zasmradzać turystów i płoszyć zwierzynę. A to wszystko w Światowy Dzień Ziemii. Brawo! Szybko oddaliliśmy się wzbitego kurzu i resztę trasy zeszliśmy szybko i bardzo przyjemnie, w pomarańczowym świetle zwiastującym koniec dnia.
Na parking doszliśmy w samą porę, dopiero po wyjściu z lasu zobaczyliśmy totalnie czarne niebo. Zrobiło się spore zamieszanie bo na koniec Mauro zgubił piłkę, więc nie zwracaliśmy większej uwagi na pogodę. Dopiero „ochy i achy” dobiegające z sąsiedniego samochodu zwróciły naszą uwagę. Od razu zrozumiałam zachwyty, niebo wyglądało obłędnie, ciemne kolory kontrastowały z najwyraźniejszą tęczą jaką widziałam. W rozwiązanych butach poleciałam zrobić ostatnią tego dnia fotę.
Ostatecznie piłka Mauro znalazła się oparta o wycieraczkę samochodu (najciemniej jest zawsze pod latarnią!). Jak tylko zapakowaliśmy całe towarzystwo do auta, lunęło jak na zawołanie. Droga powrotna upłynęła nam w jaskrawych promieniach słońca , strugach ulewnego deszczu i milionie tęcz. Co za dzień!
Na koniec wrzucam mapkę, Chatka KŁ Hubertus nie jest tu zaznaczona, ale mam nadzieję, że mniej więcej się zgadza. Zrobiliśmy w sumie koło 10 km, ale ta aplikacja ma to do siebie, że zaniża dystans.
Dla mnie była to kolejna przełomowa wycieczka. Znów przekonałam się, że nie ma sensu się uprzedzać. Nie wiem czemu tak sceptycznie podchodziłam do wycieczki, która ostatecznie sprawiła mi ogromną radość. Na pewno nie raz wrócę na te malownicze polany wybiegać siebie i Mauro. A Ty dasz się namówić na Łopień z psem?
Super opis bardzo dziękuję za podpowiedź na fajna wycieczkę ?? pozdrawiam wraz z Fiodorkiem Ela
Mega się cieszę, że wpis się przydał ? Koniecznie pakujcie prowiant na piknik na którejś z polanek ? Pozdrawiamy i przesyłamy drapanki dla Fiodorka ❤️